this love is stronger than death ♥

this love is stronger than death ♥
Infinity love

poniedziałek, 11 stycznia 2016

12. Kiedy spadnie ostatni płatek ... ( + informacja od autorki PILNE! )

WAŻNA INFORMACJA!!! Nie jestem pewna, czy nadal będę kontynuować tą historię, jeśli sytuacja będzie się tak dalej miała. Nie mam czasu pisać rozdziałów i bardzo z tego powodu jest mi przykro. Wciąż się staram, ale nie wychodzi, bo jeśli mam już czas, to staram się pisać rozdziały na moich opowiadaniach na Wattpadzie. Niestety tam też idzie kiepsko i często bywa tak, że z dobry miesiąc moje opowiadania nie widzą kontynuacji. Poza tym, czasami wchodzę i widzę wszystkie komentarze i smutno mi się robi, gdy widzę, że bardzo się niecierpliwicie i czekacie tak długo. Usuwam moje dwa pozostałe opowiadania o naszej parze, a z tym blogiem jeszcze się wstrzymam. Nie jestem jeszcze przekonana do odejścia, ale szczerze nie wiem, jak się wyrobić. Jeśli ktokolwiek z was będzie w stanie poczekać na rozdziały, to oczywiście nadal będę wszystko kontynuować... Decyzję zostawiam wam =) Mogę jedynie obiecać, że postaram się wstawić rozdział 15 stycznia ( w moje urodziny ) jako prezent dla was. =) Oczywiście zapraszam też na Wattpada :
https://www.wattpad.com/user/Eff_infinty
Miłego!
~ Największą sztuką jest przejść przez piekło i nie stać się diabłem. 



Trzymała w zębach paczkę z słodkim proszkiem, ramieniem przytrzymując telefon, by jej się nie wyślizgnął. Blond włosy miała spięte w jeden kucyk na czubku głowy. Odłożyła proszek na blat stołu kuchennego i spojrzała na słuchawkę.
- Halo?
- Elsa? Coś słabo cię słyszę! - Tom starał się przekrzyczeć ciszę, którą od jej strony słyszał.
- Tom? Co jest?
- Muszę z tobą porozmawiać ... Elsa ... słyszysz?
- Ja cię słyszę ... a ty mnie?
Nagle połączenie się przerwało. Elsa spojrzała zrezygnowana na słuchawkę i z irytacją odłożyła ją na stół. Otrzepała spodnie, które całe okryły się mąką i przeniosła wzrok na piekarnik. Zapach ciastek roznosił się po całym mieszkaniu. Był wczesny ranek i wszyscy domownicy jeszcze spali, z wyjątkiem Elsy.
- Wyczuwam ciastka! - Ze schodów rozniósł się głos Jeremiego.
- Łapy precz! - Kiedy tylko wkroczył do kuchni, blondynka rzuciła w niego ręcznikiem. - To na wieczór!
- Co takiego jest wieczorem? - Jeremy uniósł brew i klęknął przed piekarnikiem.
- Dzisiaj są urodziny mamy ... -  Dziewczyna zaśmiała się i odetchnęła. - Jer! Jesteś podobno najbardziej rozwinięty umysłowo, a zachowujesz się jakbyś miał z rok!
- Chciałaś powiedzieć rok, ale razy dziewiętnaście? - Zaśmiał się wstając z klęczek.
- Oczywiście braciszku. - Uśmiechnęła się do niego. - Razy dziewiętnaście. - Mruknęła.
Jeremy wyszczerzył się w uśmiechu, gdy nagle blondynka objęła go za szyję. Wtuliła się w jego ramię.
- Cieszę się, że cię mam, wiesz? - Wymamrotała w jego bluzkę.
Z początku chłopak był nieco zdziwiony, ale chwilę potem objął ją, mocno do siebie przytulając. Złożył na jej głowie delikatny pocałunek, po czym oparł się o nią głową.
- Też cię kocham sis. - Przymknął na chwilę oczy. Trzymał ją  w ramionach przez dłuższą chwilę. Ta dziewczyna była dla niego całym światem. Od zawsze się o nią troszczył i nie zamierzał zaprzestać tego robić. Starał się być dla niej najlepszym bratem, najlepszym przyjacielem.
- Jer ... - Elsa wychrypała nagle, starając się odejść.
- Co? - Burknął.
- Łamiesz mi żebra.
Jeremy spojrzał w dół i wypuścił ją z żelaznego uścisku. Dziewczyna odeszła od krok, łapiąc głośne i głębokie wdechy powietrza. Spojrzała na niego z chęcią mordu w oczach.
- Ładnie ci w tak rozwichrzonych włosach.
Chłopak wiedział, że siostra nie lubiła mieć niczego w nieładzie, a zwłaszcza jeśli w grę wchodziła fryzura.
- Imbecyl. - Fuknęła, ale w kąciku jej ust wykwitł delikatny uśmiech.
Rozległ się dzwonek do drzwi, gdy Jenna właśnie weszła do kuchni. Odwróciła się na pięcie i jeszcze w szlafroku poszła otworzyć.
- Tom? - Elsa usłyszała z przedpokoju głos swojej mamy.
- Dzień dobry ... Elsa jest?
- Tak, w kuchni. - Jenna wskazała ręką korytarz prowadzący do pomieszczenia, w którym obecnie się znajdowała.
- Cześć blondyno. - Rzucił jej na powitanie.
Elsa złapała go za rękaw bluzy i wywlekła za drzwi.
- O co ci chodzi? Streszczaj się, bo nie mam dziś czasu. - Odparła łypiąc na niego groźnie. Nadal była zła za całą tą sytuację, choć minęło już tyle czasu. Właściwie minęło sporo czasu, w którym nauczyła się tolerować Jacka i Ankę. Mimo iż żadne z nich się nie odzywało, wciąż przeszkadzała jej ich obecność. Nauczyła się, jak przestać się odzywać do Jacka i jak kompletnie ignorować rudą.
- Mikołaj i Zając w końcu znaleźli kryjówkę Mroka.
Elsa rzuciła mu zdziwione spojrzenie.
- Tak po prostu? - Odparła.
- Co masz na myśli, mówiąc po prostu?
- Bez niczego? Znaleźli i co? Nic im nie zrobił?
- Najwyraźniej nie. Tak czy owak. Dali nam zadanie. Mamy iść i sprawdzić parę rzeczy. Obczaić jego terytorium i sprawdzić za jaki czas będzie miał nad nami przewagę.
- To idziemy! - Złapała go za rękę, ale przystanęła, gdy siła przyciągnęła ją z powrotem na to samo miejsce, gdy chciała iść. - Co jest?
- Idź po Jacka. - Odparł łagodnie.
- Nie. - Elsa odparła surowo.
- Dlaczego nie?
- Nie chcę na niego patrzeć. Nie musi wiedzieć, prawda?
- Ale może nam pomóc.
- Mówiłam ci już. Nie! Mam przeliterować? - Zacisnęła zęby.
Dlaczego Tomowi tak nagle zaczęło zależeć, by Jack z nimi poszedł? Przecież wcześniej zrobiłby wszystko, by mieć Elsę dla siebie, a teraz dostawał, czego chciał.
Chłopak tylko kiwnął głową i wyciągnął z kieszeni dużą szklaną kulę.



***



- Masz! 
Tom rzucił Elsie łuk i kołczan ze strzałami. Blondynka złapała go jedną ręką i przełożyła go sobie przez głowę, zarzucając go na ramię. Uśmiechnęła się przy tym blado. 
- Kurczę ... czuję się normalnie jak James Bond! - Odparła, wybierając z sali do ćwiczeń parę sztyletów i chowając je w różnych kieszeniach swojego stroju. Miała na sobie czarne, długie buty i obcisłe czarne spodnie. Bluzka wsunięta była w spodnie i mocno utwierdzona paskiem. Blondynka założyła również treningowe rękawiczki, by nie pokaleczyć sobie palców. 
- Więc, jakie mamy dokładnie zadanie? 
- Mamy wejść w kryjówkę Mroka. Zlokalizować jego główne źródło mocy i odejść najszybciej, jak to tylko będzie możliwe. Stał się niebezpieczny. Na razie zaczyna od dzieci, ale nie jestem pewny, na czym skończy. Na razie ukradł tylko wspomnienia bachorów, a potem ... 
Elsa rzuciła mu ukradkowe spojrzenie  i bez słowa zajęła się resztą rzeczy. Nie minęło zbyt wiele czasu, kiedy znaleźli się w ciemnej jak diabli jaskini. Szli do jamy smoka, to było pewne. Dziewczyna miała tylko ochotę wrócić stąd cała i zdrowa. 
- Jesteśmy. - Tom szepnął jej do ucha, kucając za jednym z kamieni. 
Przed nimi wznosił się duży stos zamkniętych w kapsułkach zębów dzieci. Leżały wszystkie dokładnie na posadzce, wysadzanej małymi diamencikami, które odbijając niewielkie światełka z pochodni palących się na ścianach, oświetlały najbliższe otoczenie. 
- I co teraz? - Szepnęła równie cicho. 
Tom przyłożył palec do ust, by dać jej do zrozumienia, by była tak cicho, jak tylko może. Kiwnęła głową na znak, że rozumie i podążyła za nim, na wpół zgięta. 
Przeczuwała, że już tutaj kiedyś była ... Nagle do jej głowy wkradł się jej sen. 

Weszła po kolejnych minutach do wielkiego holu. 
Wyglądał niczym sala balowa, ale był całkowicie pozbawiony jakichkolwiek znaków szczęścia. Dominowały tu dwa kolory. 
Czarny i czerwony. 
Jej głowa obracała się w każdym kierunku, pragnąc uchwycić każdy szczegół. 
Piękno i groza. 
Pomyślała właśnie, że mimo iż sala była piękna, kolory sprawiały, że wyglądała groźnie.
 Z sufitu zwieszał się piękny kryształowy żyrandol, wyraźnie odbijając kolory. 
Na ścianach były pochodnie, tak samo jak w wcześniejszych pomieszczeniach. 
Na końcu sali stał tron. 
Był w kolorze czarnym, a na górze miał trzy wieżyczki. 
Wyglądał niczym zrobiony z czarnego piasku. 
Niesamowicie przyciągał wzrok lśniącymi drobinkami...

Spojrzała kawałek dalej. Istotnie. Na samym końcu sali, stał wielki, czarny tron z wieżyczkami. Dopiero teraz zrozumiała, że widziała to miejsce w śnie. Śnie, w którym Jack był zimnym draniem, który bez wahania wbił jej nóż, aż po same żebra. 
- Idziesz? - Szept Toma sprowadził ją na ziemię i niemym krokiem ruszyła za nim. Jednak coś było nie w porządku. Było zbyt cicho. Tom wyszedł zza skały upewniając się, że nie ma żadnych wrogów na horyzoncie. Elsa nie była z początku pewna, ale gdy zobaczyła, jak Tom zmierza w kierunku tronu, szybko wyszła, starając się go powstrzymać. 
- Tom! - Syknęła. - Tom, wracaj! 
On jednak jej nie słuchał. Kiedy doszedł do tronu, pociągnął za jedną z wieżyczek. Ku jej zdziwieniu, zaraz obok w podłodze, pojawiła się wnęka, z której bardzo szybko zaczął się wysuwać murek. Na nim umieszczona była mała kula śnieżna, taka, jakiej używali, by przemieszczać się z miejsca na miejsce. Pamięta ... 
Dostała kiedyś taką od Northa. 
- Co ty wyprawiasz? - Warknęła, gdy ten wziął kulę i schował ją do kieszeni. 
- Spływamy! - Mruknął i wziął ją za rękę. Zanim jednak zdążył postawić krok, ku ich zdziwieniu, wszędzie pojawiły się koszmary. Nie były to konie. Były to zakapturzone postaci, całkowicie pozbawione uczuć, z okropnymi trupimi rękami. Nie miały twarzy, a nawet jeśli to były one ukryte pod kapturem. North wcześniej mówił im o nich. Były to kreatury, które wysysały ludzkie dusze, ale same ich nie posiadały. Były jak widma, zabierające szczęście i resztki człowieczeństwa z żywych istot. Karmiły się strachem. 
Elsa spojrzała na Toma, a ten jedynie kiwnął głową na jej łuk. Wzięła go i nałożyła pierwszą strzałę na cięciwę. Miała ją wystrzelić w pierwszego upiora, gdy spuściła dłonie. 
- Co ty wyprawiasz? - Blondyn krzyknął, wyraźnie wkurzony. W dłoni trzymał dwa sztylety wykonane z srebra. - Strzelaj!
- Zwariowałeś? - Warknęła. - Nie da się zabić czegoś, co już jest martwe! 
- Nie marudź, tylko strzelaj! 
Elsa trafiła w sam środek, ale to nie powstrzymało go na długo. Unieruchomiło na jedną minutę, ale nie zabiło. Większość strasznych potworów utworzyła krąg wokół Toma, który raz co raz walił na oślep sztyletami.  
Walczyli szybko i zwinnie, ale gdy jedne koszmary znikały, po jakimś czasie wracały nowe i o wiele silniejsze. Elsa upadła na ziemię pod wpływem niewidzialnej siły, która biła od widma, z którym właśnie walczyła. Został tylko jeden. Ostatnim ruchem dłoni złapała za sztylet, leżący spory kawałek dalej i rzuciła w niego, kiedy ten był tuż nad nią. Zanim jednak znikł, zadrapał ją wielkim szponem w nogę, rozrywając jej spodnie. Ostry ból przeszył całą jej kończynę, zanim upadła w ciemność, słysząc jedynie głos Toma, gdy ostatnia śnieżynka spadła na ziemię. 

niedziela, 15 listopada 2015

UWAGA !

Kochani ... mam dla was smutną nieco wiadomość ...
ZAWIESZAM bloga aż do świąt Bożego Narodzenia ... nie jest to długo, ale chciałam wam wyjaśnić przyczyny i powody braku rozdziałów. Wiele z was pewnie teraz się zezłości, że nie powiedziałam wam o tym wcześniej ... I powód to właśnie brak czasu. Nie ma dnia, w którym nie miałabym testu czy kartkówki. Ponieważ klasa w której obecnie się znajduje, to najcięższa klasa w całym gimnazjum ... ( II ), dlatego nie jestem w stanie nawet dobrze odsapnąć =(
II powód -  moje zdrowie. Ostatnio mam bardzo dużo badań, co wiąże się z nieobecnością w szkole. Każdy chyba wie, że nieobecność równa się zaległości, a zaległości z natury ciężko jest nadrobić.
III powód najmniej ważny chyba to jest brak weny. Jak na początku szło dobrze, teraz spada w dół =(
POCIESZENIE jest takie, że zaraz przed świętami wstawię rozdział, a potem będę starać się je wstawiać automatycznie.
Możliwość jest też taka, że jeśli uda mi się wszystko opanować, to być może uda mi się wstawić wcześniej.
Przepraszam wszystkich, którzy z niecierpliwością tyle czekali ... bardzo mi przykro. Cieszę się, że jesteście i bardzo wam za to dziękuję.
Także ... jeśli was do siebie nie zniechęciłam, to mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do końca =)

czwartek, 24 września 2015

11. To jak rozpoczęłaś wojnę.

JESTEM! Niestety ... bardzo długo mnie nie było. To jest związanie ogólnie z moim zdrowiem, nauką i wattpadem. ( NIE ZASŁUGUJĘ NA WYBACZENIE ), ale przepraszam. Weszłam i patrzę na komentarze. Zrobiło mi się was tak żal, że postanowiłam nie pisać rozdziału na wattpadzie i napisać go tutaj. Jest on krótki, bardzo mi przykro, ale kompletnie nie wiedziałam jak mam to wszystko ująć w słowa. Kolejny postaram się dodać szybko i być już tutaj systematycznie.


Ciemno. Było ciemno i zimno. Siedziała nad grobem ojca. Nie bała się tej ciemności jej otaczającej. Światło tylko jednej latarni ulicznej oświetlało kawałek ławki na której siedziała. Już nie płakała, bo nie miała już tylu łez. Sama nie rozumiała do końca swojej reakcji. Czy rzeczywiście miała czym się przejmować? A jednak było coś, co ją do tego zmusiło. Gdyby każdy tak się zachowywał, co by się z tym światem porobiło?
Nie zmieni to faktu, że czuła się w jakiś niewytłumaczalny sposób zraniona. Siedziała i patrzyła na czarną płytę z wyrytymi inicjałami. Tu się kończy wszystko. Wszystko, co mogło kiedykolwiek być złe. Ona jednak nie miała pojęcia, że niepotrzebnie tu siedzi.
Cień przysłonił jej punkt widzenia. Po chwili usłyszała ciche skrzypienie i ciężar ciała, który sprawił, że ławeczka lekko wjechała w ziemię. Odwróciła powoli głowę pełna obaw co do przybysza. Okazał się nim Jeremy.
Bez żadnych słów wtuliła się w jego ramię. Brat objął ją ramieniem i trochę ogrzał. Patrząc na nagrobek, była w stanie całkowitego rozbicia. Próbowała poukładać myśli i uczucia, ale co chwila przerywało jej to ciche wzdychanie Jera. W jednej gwałtownej chwili poczuła niepohamowaną chęć zemsty.
- To jest bez sensu. - Rzucił po dłuższej chwili ciszy.
- Co masz na myśli? - Zapytała. Pozbywając się płaczliwego tonu i ostatnich łez z policzka.
- Nie możesz przez niego płakać. To nie ma sensu.
- Nie płaczę przez niego. Sama nie wiem po co u przyszłam. - Odparła drżącym głosem.
- Nie ważne po co tu przyszłaś. Myślę, że powinniśmy wracać. Mama się o ciebie martwi.
Spojrzała na niego. Zapomniała. Jej mama. Co z tego, że on tam jest. Ma do czego wracać, bo ma rodzinę.
- Tak, chodźmy. - Wstała i skierowała się w drogę powrotną. Z Jeremym u boku czuła się o wiele lepiej. Wracając przechodzili obok pozostałości po udanym, lub jak w jej przypadku nie udanym halloween.
Pomarańczowe dynie z prawie wypalonymi już świeczkami lekko tliły się ostatkami sił, oświetlając wokół tylko najbliższy centymetr. Czasami zimny powiew smagnął jej twarz.
- Elsa! Gdzieś ty się do cholery jasnej podziewała!? - Tom wyszedł z domu, a za nim podreptała Jenna. Jej twarz wyrażała wszelkie emocje. Strach, zdenerwowanie, rozdrażnienie i troskę.
- Co ci strzeliło do głowy, by tak uciekać? - Wściekła Jenna niemal na nią nawrzeszczała.
Blondynka jednak nic nie powiedziała. Wyminęła ją i szybko wbiegła do domu, a potem po schodach, do jej przytulnego małego gniazdka. Szybko ściągnęła z siebie ciuchy, zmyła makijaż i weszła pod kołdrę. Ostatni raz sprawdziła telefon. Pięć nieodebranych wiadomości od Jacka. Ledwo opanowana odłożyła urządzenie na blat, zanim zetknęło się z chłodną ścianą. Ułożyła się na poduszkach, szybko zasypiając.


***

Zbiegała szybko po schodach. Trampki stykały się z dywanem, tłumiąc jakikolwiek odgłos. Wbiegła do kuchni, a następnie do salonu, gdzie wszyscy właśnie jedli śniadanie. Zobaczyła rudą i białowłosego siedzących od siebie z wielkim odstępem. Prychnęła sarkastycznie pod nosem, mając nadzieję, że to jakoś usprawiedliwi jej wczorajszą chwilę załamania.Porwała z szklanej miski jabłko i szybko skierowała się do drzwi nie zaszczycając nikogo wzrokiem. Jedna słuchawka wypadła jej z ucha, więc sięgnęła dłonią, by ją poprawić. Trzasnęła drzwiami i wybiegła na ulicę, bez śladu jakiegokolwiek życia. Cicho. Za cicho. Niekiedy było słychać tylko szum drzew targanych przez wiatr. Biegła w rytm muzyki " Candy ". Jej blond włosy związane w kitkę na samym czubku głowy, zmieniały co chwila swoje położenie. Raz na prawą stronę, raz na lewą. Przebiegała właśnie koło domu Matta. Nie zatrzymała się. Miała już dość chłopców. 
Raz.
Dwa.
Raz.
Dwa. 
Szybko, byleby nadrobić stracony wcześniej czas. 
Raz. 
Dwa.
Raz.
Dwa.
By zacząć oddychać ludźmi i tym co ją otacza. 
Chwila wystarczyła, by zobaczyć, że coś jest nie tak. Niebo znacznie pociemniało. Zrobiło się o wiele, wiele zimnej. Czarne chmury przykryły słońce, które dawało jasne, poranne słońce. Chwila. Tylko tyle wystarczyło, by dostrzec przyczynę, od której zjeżyły się jej włoski na karku. Ciemna wielka chmura, rozmiarami przypominająca, jedną wielką plamę na niebie. Na niej mężczyzna.  W ciemnej, czarnej szacie. Dziwnej i niezbyt normalnej. Jego szata, różniła się tym, że się dymiła. Strach sparaliżował ją od pasa w dół, a potem to samo stało się z górną częścią ciała. Wiatr prawie zerwał gumkę z jej włosów. 
Wszystko to, trwało zaledwie chwilę. Błysk białego światła przyćmił jej umysł. Chwilę potem znajdowała się już w swoim pokoju, w tym samym ubraniu. Wydawało się, że jest to sen, ale była świadoma tego, że jest to rzeczywistość. Przed jej oczami stał Jack. Szybko oddychał. Parzył na nią z szczerym zdziwieniem i przerażeniem. Nie była w stanie teraz być na niego zła.
- Co to do cholery było?! - Krzyknęła, starając się złapać oddech.
- Mrok. - Odetchnął i spojrzał na okno przez które dopiero co wleciał. Otrzepał się i podszedł  by je zamknąć.
Oszołomiona Elsa wciąż nie mogła utrzymać miarowego oddechu.
- Co? - Warknęła. Teraz kiedy była już bezpieczna, znów mogła grać niedostępną.
- Ej! - Krzyknął. - Właśnie do cholery jasnej uratowałem ci życie! Może zwykłe dziękuję by wystarczyło!
- Jasne! - Prychnęła. - Mam ci jeszcze dziękować? Gdyby nie ty, to nigdy by się nie zdarzyło!
- Ja tu nie mam nic do rzeczy. Nie moja wina, że jesteś niestety moją bratnią duszą!
- W dupie mam taką duszę! - Rozwścieczona starała się go zranić, ale złość sprawiała, że tylko potrafiła wydobyć z siebie wszelki żal jaki do niego żywiła.
- Co cię ugryzło!? Od wczoraj tak się zachowujesz!
- Sam powinieneś o tym dobrze wiedzieć! Myślisz, że po tym co zrobiłeś, mogę ci znów zaufać? - Jej ton zmienił się w nieco spokojniejszy, ale mimo to nadal zimny.
- Chodzi ci o tą imprezę tak? - Zrobił krok do przodu. - Mówiłem już, że nie wiedziałem, że to były wampiry ...
- Nie chodzi tu o to pacanie!
- Więc o co? - Wydawało się, że nie usłyszał obelgi, którą skierowała w jego stronę.
Popatrzyła hardo na niego, ale nie odezwała się ani słowem. Powinien wiedzieć, co takiego zrobił, że zranił ją po raz kolejny.
- O nic. - Warknęła i zaczęła kierować się do drzwi, zapominając o tym, by mu podziękować. - Ale następnym razem, jak już będziesz miał zamiar zaliczyć kolejną pannę, upewnij się, że masz dźwiękochłonne ściany. - Burknęła na sam koniec.
- Co!? - Poczuł się jakby został spoliczkowany przez samo zdziwienie. O czym ona mówi?
- Nie udawaj głupiego! - Krzyknęła odwracając się na pięcie.
- Nie rozumiem! A co ci chodzi? No powiedz!
- Nie daruję ci tego, że wykorzystałeś moją siostrę!
Kolejne zdziwienie przeszło przez jego twarz. Takiej Elsy jeszcze nie znał i kompletnie nie wiedział co powiedzieć. Fakt, całował się z rudą, ale ... no ale nic poza tym. Czy to o to jest tak zła? Jakie ma ku temu powody?
- Ale ... przecież to nic nie było ...
- Nic? Spanie z Anką, to według ciebie nic?! - Nie pozwoliła sobie na łzy. Uparcie trzymała je w sobie i nie pozwalała im wypłynąć.
Po chwili ciszy, Jack znów zabrał głos, ale to co powiedział, sprawiło, że jeszcze bardziej się rozzłościła, będąc pewną, że kłamie.
- Ale Śnieżynko ... ja z nią nie spałem! - Patrzył na nią. Oczy miał lekko zaszklone, smutne i pełne rozczarowania. Pełne były ... szczerości.
- Sama to wszystko słyszałam!
- Elsa ja wiem, że pewnie tak ci się wydawało ... i może pewnie miałaś powody by tak sądzić, ale nic się nie stało. Anka była trochę ... no ... pijana. Całowaliśmy się, bo sam trochę tam też popiłem, ale gdy zaczęła ... - Wzdrygnął się, jakby sama myśl o tym, była czymś, o czym bardzo chciałby zapomnieć. - ... no odepchnąłem ją, w sensie, że nie chciałem.
- I tak nie potrafię ci uwierzyć.
- Wiem. Ty mi nigdy nie wierzysz, choć wcześniej mówiłaś mi że mi ufasz.
Popatrzyła na niego i cofnęła się do drzwi.
- Wiem, że jesteś i tak dupkiem. Muszę to wszystko sobie przemyśleć.
- To już się zaczęło.
- Co się zaczęło?
- Zaczęłaś wojnę. Wojnę między nami. Ale to do ciebie należy wybór. Ty zdecydujesz, które z uczuć ma wygrać. - Wyminął ją prędko i zbiegł po schodach. 

środa, 12 sierpnia 2015

10. - To jaki jesteś, gdy mnie nie ma.

Komentarze wasze mnie zmotywowały i nie mogąc się doczekać wstawiłam kolejny rozdział. ^^ Błagam tylko bez złości na mnie, w końcu to opowieść o Jelsie, więc będzie kiedyś tam. Nie od razu Kraków zbudowano prawda ? =) Jutro wstawiam rozdziały na dwóch pozostałych. Mroźne buziaczki ;* 


~ Love begins with a friendship.

- Tom, czy to na pewno jest bezpieczne ? - Spytała, patrząc jak rozkłada materac.
Miała właśnie zacząć trening obronny przed Mrokiem, tak by nie mógł jej kontrolować. Nie była przekonana do tego pomysłu, ale Tom wszystko starannie przygotował. Widać było, że wziął to naprawdę do siebie.
- Wszystko już ... łoooooo. - Wyrwało się Jackowi, gdy wszedł do sali treningowej.
- Podoba ci się ? - Rzucił Tom obojętnym tonem.
- Wygląda raczej na salę tortur. - Oburknął. Mimo iż obydwoje dotrzymali słowa, że nie będą się kłócić, nie mogli się powstrzymać, by wciąż nie patrzeć na siebie w chęcią mordu w oczach. Elsa zazwyczaj stała między nimi, by powstrzymać ich w razie bójki, ale nie miała pojęcia, że w całej wojnie, która rozpoczęła się parę dni temu, to ona jest zdobyczą, a nie jak przypuszczała - Mia.
- Jack, ty też chcesz tu być ? - Zapytała, jakby bała się, że jeśli zostanie, stanie mu się krzywda.
- Sama powiedziałaś, że jestem twoim aniołem stróżem. No, w zasadzie to wybełkotałaś to, kiedy miałaś ten napad szału. A skoro, jestem aniołem ... - Wpiął dumnie pierś do przodu, ale tak by nie było nic widać. - ... powinienem cię chronić, bronić i wpierać cię.
- Boję się, że może się coś stać. Nie znam swojej mocy i umiejętności posługiwania się bronią. - Wskazała głową na ścianę, na której znajdował się przyczepiony łuk z kołczanem, pełnym zamarzniętych, jakby wykutych z lodu strzał, a potem na kufer, gdzie w środku, pełno było nożyków i sztyletów.
- Przecież nie będziesz tylko walczyć. - Podsunął Jack. - Zostaje jeszcze próba wytrzymałości.
- Wolę, nie wiedzieć, o co w tej próbie chodzi. - Spojrzała na niego z poważną miną.
- Nic co będzie ciebie boleć. - Stanął za nią i opierając ręce na jej ramieniu popchnął ją w stronę ściany.
Tom przejął ją w tamtym miejscu i pokazywał o co chodzi. Potem pokazał jej jak założyć łuk, jak go podnieść i jak trzymać, jak nałożyć strzałę na cięciwę, a na samym końcu jak celnie trafić do celu.
To ostatnie nie przypadło mu do gustu. Musiał patrzeć jak Tom obejmuje Elsę, dotyka jej bioder, rąk, nadgarstka, a najgorsze było to, że całkowicie do niej przylegał, a ona zdawała się tego nie widzieć. Żeby nie stracić panowania, odwrócił wzrok. Bardzo się starał, by nie wybuchnąć, ale tak naprawdę, było to o wiele gorsze, niż największy ból, który przyszło mu czuć. Ożywił się, gdy za piątym razem trafiła do celu i oznajmiła, że resztę chce sama.
Po całym treningu, w którego skład wchodziło łucznictwo, szermierka, i rzucanie sztyletem do ruchomego celu, nadeszła pora na trening wytrzymałości, który miał dać jej niezłego kopa, chodź się tego miała nie spodziewać.
- O co w tym chodzi ? - Zapytała, gdy kazali jej stanąć z tyłu sali. Jack stał naprzeciwko niej, tylko że z przodu.
- Rzucę na ciebie zaklęcie, a ty spróbuj je odbić, tak by wróciło do mnie.
- A niby jak mam to zrobić geniuszu ? Nie jestem wiedźmą.
- Skoncentruj się. Pomyśl o tym, że z całych sił, chcesz czuć się bezpiecznie.
Elsa zamknęła oczy. Po paru sekundach poczuła ściskanie w czaszce, jakby ktoś próbował dostać jej się do głowy. " Myśl o bezpieczeństwie "powtarzała w myślach. Nagle spod zamkniętych powiek, zobaczyła śnieg, który zamienił się w lawinę i zniknął.
Usłyszała jak coś upada na ziemię. Ze strachem otworzyła oczy i ujrzała, że to Jack. Podbiegła do niego, z strachem w oczach.
- Nic mu nie będzie. - Odparł sucho Tom. - To zaklęcie tak na niego podziałało.
- Przecież miał je rzucić na mnie, nie na siebie. - Warknęła.
- Rzucił je na ciebie, ale je odbiłaś. Brawo. Udało ci się za pierwszym razem.
- Ja je odbiłam ? - Zapytała ze zdziwieniem.
- Tak.
- A co z Jackiem ?
- Za chwile mu przejdzie. - Odparł i otworzył drzwi, w których stała Jessicka.
- Usłyszałam krzyk. - Odparła, zdyszana i czerwona na twarzy. Pewnie musiała przebiec przez całą kwaterę.- Krzyk Jacka.
- Przecież mówiłem, że nic mu  nie będzie. - Warknął już mocniej, wyminął ją i wyszedł zatrzaskując drzwi.
Kiedy Jessicka ujrzała Elsę, klęczącą nad Jackiem, mina jej zrzedła.
- Co ty tu robisz ? - Warknęła niemiło.
- Miałam trening. Bardziej powinnam się zapytać ciebie o to samo.
- Ja tu mieszkam. - Odparła.
- Chodziło mi o to co ...
- Mniejsza o to. - Rzuciła gniewnie. - Co mu jest ? - Również uklękła.
- Nic mi nie jest. - Jack otworzył oczy i resztkami sił podniósł się do pozycji siedzącej.
- Na pewno ? - Elsa spojrzała mu w oczy, jakby bała się, że zaraz znowu upadnie.
- Na pewno. To był niezłe śnieżynko. - Uśmiechnął się do niej, całkowicie ignorując Jess. - Jestem pod wrażeniem.
- A ja nie. - Odparła chłodno. - Zawsze kiedy coś się dzieje, to ty obrywasz za mnie, a mi się to po prostu nie podoba.
- Właśnie. - Podchwyciła Jess. - Jack, nie powinieneś się narażać. Niech Tom to zrobi.
- On nic nie będzie robił. - Warknął Jack, patrząc surowo na Jessickę. - Ten dupek nawet w jednej setnej nie zna się na tym tak jak ja. Prawdopodobnie zdechłby zanim Elsa zdążyłaby wnieść barierę. Wniósłby tu więcej szkód niż pożytku.
- Czemu na mnie krzyczysz ? - Warknęła wstając i łypiąc na niego groźnie.
- Nie krzyczę. To ty dajesz jakieś absurdy.
- Bo się o ciebie martwię, a ty jak na złość idziesz w zaparte.
- Bo może nie chcę, żebyś się o mnie martwiła. - Ofuknął ją.
- Wiesz co Jack ? To koniec. Mam już dość twojego dystansu do mnie. - Popatrzyła na niego, a w jej oczach ukazały się łzy. - Wiem, że nigdy nie traktowałeś mnie poważnie. Nigdy nie powiedziałeś mi, że mnie kochasz. Byłam twoją zabawką, którą bawiłeś się przez większość czasu i wtedy kiedy miałeś na to ochotę. Nigdy nie szeptałeś mi czułych słówek. Nigdy. Traktowałeś mnie jak przygodę i chciałeś sprawdzić kiedy się ona wreszcie skończy. Jesteś pieprzonym dupkiem, który nie zasługuje na nikogo. Żałuję, że w ogóle cię poznałam. Kiedy chciałeś się wieczorami zabawić, wiedziałeś, gdzie mnie znaleźć, ale kiedy chciałam cię pocałować, tak po prostu bez żadnych zabaw, bez żadnych długich nieprzespanych nocy, ty odmawiałeś. Mam nadzieję, że żadna już się nie nabierze, pieprzony casanovo. Nie zasługujesz na jakiekolwiek szczęście. Bo ty nie wiesz, co to miłość. Według ciebie, było to moje ciało. Według mnie byłeś nią ty.
Odwróciła się i zatrzasnęła drzwi. Jack zbity z tropu stał patrząc w miejsce, gdzie przed chwilą dostał kazanie.
- Niech idzie w cholerę. - Machnął na nią ręką i spojrzał na Elsę.
Stała jak sparaliżowana, przyglądając się mu.
- Co ? - Zapytał, a jego głos wyszedł trochę za mocno zimny.
- Jak mogłeś.
- Co mogłem ? - Zapytał, najwyraźniej po raz kolejny zbity z tropu.
- Jak mogłeś ją tak potraktować ? - Zapytała z obrzydzeniem. - Bawiłeś się nią. Wykorzystywałeś, tylko po to by zaspokoić się ??!!
- Elsa ...
- Porąbany egoisto !! Czy kiedykolwiek zastanowiłeś się, jak się czuje ?? Czy kiedykolwiek pomyślałeś, jak może się czuć, gdy osoba którą kocha, wykorzystuje ją ???
- To nie twoja sprawa !!
- Moja !! Właśnie, że moja !! Bo ja też z tobą przebywam !! Ja też z tobą rozmawiam !! Nigdy nawet nie przypuszczałam, że mój przyjaciel, może być aż tak wielkim draniem !! A ty wciąż i wciąż nadajesz na Toma, a to przed tobą powinnam się bronić !!
- Czy kiedykolwiek coś ci zrobiłem ?? Czy kiedykolwiek powiedziałem coś złego ? Czy zmuszałem cię do czegoś ? Przecież jesteś moją przyjaciółką, jakbym mógł coś takiego zrobić ?
- Nie chodzi tu tylko o mnie. - Odparła spokojniejszym tonem, patrząc mu głęboko w oczy. - Nie chodzi o to, jaki jesteś, kiedy jesteś koło mnie. Tu chodzi o to, jaki jesteś, kiedy mnie nie ma.
- Nie chcę, żebyśmy się kłócili śnieżynko. To nie ma nic wspólnego z tym jaki jestem. Przecież mnie znasz. A co najważniejsze ... - Spojrzał w jej oczy. - ... myślałem, że akceptujesz mnie takiego jakim jestem.
- Akceptuję cię takiego jakim jesteś, ale nie mogę znieść, że ją wykorzystałeś.
- Nie wiem jak ci mam to wytłumaczyć, nie znam słów, więc jeśli naprawdę zależy ci żeby zerwać ze mną kontakt, to proszę bardzo.

***

- Boże, czy te ciastka muszą wszędzie się walać ? - Zapytała Elsa. 
Minęło dwa miesiące od czasu jej pierwszego treningu. Jack nadal mieszkał u niej i nic nie wskazywało, żeby się miał wynieść. W tym roku Elsa nie szła do szkoły z powodu treningów. Mimo iż miała właśnie z tym roku kończyć szkołę, dla jej dobra musiała mieć treningi. Trzymała Jacka na dystans od ich ostatniej kłótni, Jessicka wyniosła się z kwatery, ale utrzymywała z Elsą kontakty. Czasami do niej dzwoniła i pytała się jaki lakier ma użyć, czasami gadały o chłopakach, czasami wychodziły na zakupy. O ironio, przez Jacka stały się przyjaciółkami. Blondynka właśnie stała w kuchni. Wszędzie walały się ciastka, cukierki, lizaki i tym podobne rzeczy.
Halloween. Święto duchów. Anka przebrana za wiedźmę i Jeremy za samego siebie właśnie zabierali się do wychodzenia na jakąś miastową imprezę. Elsa nie podzielała ich poglądu. 
- To cholernie nudne. Dzieci się w to bawią. 
- Dzieci chodzą od domu do domu, po cukierki. My, idziemy na imprezę. Będzie tam tyle ciach, że aż mam ciarki. Po za tym Jack też tam będzie. Jak myślisz ? Spodobam mu się jako wiedźma ? Może oczaruje go moja postawa. 
- Nie wiem. - Burknęła Elsa. Właściwie szkoda jej było Anki, bo usilnie próbowała zwrócić na siebie uwagę Jacka. Nie powiedziała jej jednak o Jess i o zachowaniu Frosta. 
- Spoko. 
- A ty zostajesz ? 
- Nie mam ochoty na imprezę. - Burknęła. 
Kiedy wyszli, usiadła przed telewizorem, gdy zadzwoniła jej komórka. Przyszedł SMS od Toma. 

" hej, słyszałem, że zostajesz, w domu
może wpadnę do ciebie ?
oglądniemy parę filmów ? "

Elsa wytrzeszczyła oczy. Nie miała ochoty oglądać filmów, ani spędzać wieczoru z Tomem. Ubrała się szybko.  Założyła czarną, dosyć krótką sukienkę, czarne długie kozaki, czarne rękawiczki bez palców i skórzaną czarną kurtkę, włosy zaplotła w delikatny kucyk. Umalowała oczy na czarno. Zabrała ze sobą parę sztyletów... Jeden z nich wsadziła do pokrowca, który ukryła z trudem na udzie, bo sukienka była tak krótka, że ledwo go przykrywała. Kolejne cztery sztylety, wsadziła do kieszonek i jeden z nich za drugim udzie. 


 Szła w miejsce, gdzie jej rodzeństwo miało się świetnie bawić. Z dali zobaczyła kolorowe światła, biały dym, pary migdalące się i oparte o marmurowe kolumny. Zabawa była na otwartym powietrzu, ale wchodząc w tłum myślała już, że pomyliła imprezy. Wszędzie dziewczyny były na wpół rozebrane i pokazywały tyle ile tylko zdołały. Chłopcy lepili się do nich jak muchy. Wszędzie były też twarze pokryte rysowanymi szwami i tym podobnymi ... W tłumie mignęła jej burza rudych włosów. Anka. Więc jednak dobrze trafiła. Zmieniła zdanie, gdy zobaczyła z kim jej siostra się prowadza. Jack ubrany w białą prześwitującą koszulę i czarne spodnie. 
Anka trzymała jego koszulę w garści ciągnąc go za sobą do pobliskiej kolumny. Oparła go o nią i pocałowała. On wziął inicjatywę i tym razem to on opierał ją, ale o ścianę jakieś szopy, z której nadawana była muzyka. Wziął jej obydwie ręce i wcisnął nie pozwalając my wykonała jakikolwiek ruch. Pocałował ją w szyję. 
Brzydząc się przypomniał jej się sen z tamtej pamiętnej nocy. Wzdrygnęła się i kątem oka zauważyła brata. W towarzystwie wielu adoratorek bawił się świetnie. 
- Niezły strój. - Usłyszała.
Odwróciła się i natknęła się na chłopaka o złotych oczach. Włosy w kolorze jasnego brązu opadały mu na czoło. 
- Dzięki. - Burknęła. 
- Mogę postawić ci drinka ? 
- Przyszłam tu tylko na chwilę. - Sprostowała. 
- Nie szkodzi. Lubię takie jak ty. 
- Sugerujesz coś ? - Zapytała uśmiechając się kusząco. 
- Wiele rzeczy. - Uśmiechnął się i polizał jej szyję. Poczuła zapach krwi i spojrzała na jego drinka. Pełny był czerwonego płynu. Po chwili poczuła zęby przesuwające się po jej szyi, jakby chciał ją ugryźć. 
- Może pójdziemy tam dalej ? - Wskazała głową dalszą część imprezy, gdzie było dosyć mało osób. 
- Chętnie. - Wziął ją za rękę i uśmiechnął jednoznacznie. 
Tu cię mam. - Pomyślała Elsa. 
Oparł ją o chłodną ścianę i znów zajął się jej szyją. Elsa włożyła rękę w jego włosy, a drugą wymacała nóż, który miała przy sobie. Bezszelestnie go wyciągnęła i zamachnęła się na niego. Odsunął się od niej. W blasku świateł, zalśniły jego ostre zęby. Zamachnął się na nią, mając już wbić w nią zęby, gdy ktoś go odciągnął. 
Był to Tom.
- Tom ?! 
- Tak !! To ja ! - Krzyknął wyraźnie wkurzony. - Gdzie Frost ? Musimy stąd wiać. Połowa zebranych tutaj to wampiry. 
- Ostatnio widziałam ... 
- Nieważne, już go mam. Zabawia się z twoja siostrą. A tak na marginesie, co ty tu robisz ? 
- Ja ... a co ciebie to obchodzi ?
Przesunęła po nim wzrokiem i pobiegła do Jeremiego.
- Jer !!
- Elsie, co ty tu robisz ? - Dziewczyny oplatały go niczym winorośl. 
- Musimy już iść. - Warknęła i pociągnęła go w stronę Toma, który stał już z Jackiem i Anką za jego plecami. 
Nagle poczuła szarpnięcie. To był ten sam chłopak, który z nią flirtował. 
- Nie ładnie tak odchodzić bez pożegnania. - Za nim stała już horda wampirzych nastolatków. 
W jednej chwili chwycili Jacka i resztę, uniemożliwiając im jakikolwiek ruch.
Wściekły chłopak rzucił Elsę na ziemię, by zająć się Tomem. Uderzyła głową o beton. Okropny ból rozlał się po całej jej czaszce. 
Kątem oka dostrzegła Jeremiego leżącego pod ciężarem dwóch wampirzyc, Jacka opartego o drzewo. Z jego szyi sączyła krew jakaś brunetka. Podniosła się ostatkiem sił. Nikt nie zwracał na nią uwagi i to było okolicznością sprzyjającą. Wzięła sztylet i rzuciła nim. W powietrzu pokrył się ogniem i trafił w drzewo tuż przy uchu brunetki i Jacka. 
- Kolejny trafi w cel suko. - Warknęła. 
Wszyscy na nią spojrzeli i skierowali się w jej stronę, ale ona nie bała się i wciąż stała w tym samym miejscu, obracając sztylet w rękach. 
- Na waszym miejscu, nie robiłabym tego. - Nie słuchali jej, teraz już biegli. 
Elsa trafiła sztyletem w ziemię, a ta wybuchła żywym ogniem, mimo iż nic na niej nie było rozlane. Około piętnastu wampirów zostało ofiarą płomieni i nie było możliwości by przeżyli. Dziewczyny i około pięciu chłopców którzy zostali cofnęli się od ofiar. Elsa w świetle płomieni z złośliwą miną i rozwianymi włosami, wyglądała jak prawdziwa wojowniczka. Spojrzała na ziemię, która powoli zaczęła pokrywać się lodem. Nagle przed nastolatkami pojawiła się fala wody. Zdmuchnęła wampiry, a potem nagle zmieniła się w lód. Blondynka jednak nie miała litości i podpaliła pozostałych, patrząc jak zmieniają się w popiół. 
Gdy wszyscy byli już bezpieczni spojrzała na resztę. 
- Łał ... siostra to było coś. 
Nie odpowiedziała. Patrzyła hardo w ziemię, tylko po to by nie wypuścić łez z oczu. 
- Wszystko z tobą w porządku ? - Zapytał Tom. Spojrzała na niego. Trzymał się za szyję. Najwyraźniej musiał zostać ugryziony. 
- A z tobą ? - Dławiącym się  głosem zapytała go. 
- Trochę bolało, ale dla ciebie było warto. - Uśmiechnął się. 
- Poniżasz się Vey. Twoje teksty wcale nie są romantyczne. 
Elsa dopiero teraz na niego spojrzała. Hardo i zimno. Anka trzymała się z dala od białowłosego. Prawdopodobnie nie chciała wkurzyć Elsy. 
Blondynka ruszyła w jego stronę. 
- Wiesz co Frost ? - Pierwszy raz wymówiła jego nazwisko. 
- Co śnieżynko ? 
Spoliczkowany złapał się za bolące miejsce. 
- Głupi. Głupi i nieodpowiedzialny gnojek. - Sapnęła na niego. Wyczuwała od niego ostrą woń alkoholu i wiedziała, że Anka też jest pijana. 
- Za co to było do cholery ? - Zapytał wciąż zdziwiony. 
- Za to, że naraziłeś Ankę na niebezpieczeństwo, za to, że naraziłeś siebie na niebezpieczeństwo, za to, że musiałam ratować twój tyłek, bo pan casanova musi się zabawić. 
Zamachnęła się na niego, tym razem pięścią, ale złapał ją nie pozwalając jej poniżyć go po raz drugi. 
- Nie przesadzaj. - Warknął. - Policzek ci mogę wybaczyć, ale na pewno nie pozwolę się skopać dziewczynie. 
- W dupie mam twoje wybaczenie. - Fuknęła. Złość wychodziła z każdego skrawka jej ciała. Złość za to, że naprawdę okazał się być dupkiem, który wykorzystuje naiwność dziewczyn, za to, że się upił i poddał, a to on powinien ich bronić, nie na odwrót, a najbardziej za to, że dobrał się do Anki. Nie była zła o to, że ośmielił się dotknąć jej siostry, ani też  o to, że bała się iż ruda może być kolejną jego zdobyczą. Była zła bo była zazdrosna o własną siostrę. Kiedy patrzyła na to, co on robi, była po prostu zazdrosna, chodź nie wiedziała dlaczego tak się czuła. Nie potrafiła wytłumaczyć. Doszło do niej w końcu to, że podoba jej się Jack. Że naprawdę jej się podoba. To było coś takiego, jakby miała słabość do szkolnego przystojniaka, którego być może nawet nie zna. Podobał jej się wygląd białowłosego. Podobało jej się jego ciało i usta, oczy i włosy, bo naprawdę był cholernie przystojny, ale w duchu wmawiała sobie, że tylko to, że to nie jest nic innego, jak przyjaźń. 
- Puść mnie. - Wysyczała, gdy w końcu oprzytomniała. 
Puścił ją, a ona wściekła szybkim krokiem zaczęła iść ku domowi, co chwila mocniej tupiąc szpilkami. Za nią jak cień pomaszerowała reszta. Gdy wrócili, poszła do kuchni z Jeremim i Tommym, by opatrzyć im rany. Kątem oka zobaczyła Ankę i Jacka jak kierowali się po schodach na górę, a potem tylko usłyszała zamykające się drzwi sypialni Jacka. Była ciekawa, po co obydwoje idą i czy ruda nie potrzebuje pomocy przy opatrzeniu ran, czy zadrapań. Zakradła się pod drzwi, ale uciekła szybciej niż mogła się spodziewać, gdy usłyszała cichy szelest satynowej pościeli. Zapomniała o Jeremym i Tomie, którzy czekali na nią na dole. Zbiegła po schodach i wybiegła na ulicę pełną już przebranych dzieci. Co chwila zaczepiał ją a to chłopiec, a to dziewczynka, pytając o cukierki. Odpowiadała im za każdym razem, że nie ma. Chciała wrócić się teraz do dawnych lat, kiedy ona sama była takim właśnie dzieckiem. Miała obojga rodziców i żyła w świecie magii i wyobraźni. Kiedy wierzyła, że jej tata był kiedyś księciem, a mama księżniczką. Kiedy świat nie wydawał się być tak niesprawiedliwy jak teraz i gdy nie miała żadnego pojęcia o miłości. Wierzyła, że to uczucie które łączy księżniczkę i księcia, które łączyło jej rodziców. Teraz ? Uważała to za powszechną chorobę, roznoszoną przez pierwsze wejrzenie. Chciała znów widzieć świat kolorami tęczy, a nie czernią i bielą. Łzy lały się potokami, uniemożliwiając jej widzenie, gdy biegła w kierunku, w którym znajdzie zawsze kogoś, kto ją wysłucha. Biegła na cmentarz. Do taty, do ukochanego taty, który nawet po śmierci, zawsze jest obok swojej małej księżniczki i który zawsze wysłucha. Biegła po to, by zapomnieć o bólu, o tym, że przyjaźń, czasami ma inne znaczenie, a wtedy bywa bardzo bolesna.





poniedziałek, 10 sierpnia 2015

9. Sny.

Hejo ^^. Jadę dzisiaj w nocy z tatą w trasę i nie będzie mnie do jutra do wieczora. Rozdział wstawiłam szybciej, bo teraz głownie będę się zajmować dwoma pozostałymi. Rozdziały na nich wstawię w czwartek. Mam nadzieję, że się spodoba. xD Pozdrowionka.


 ~  Sny są naszym drugim życiem, czasami widzimy w nich to co pragniemy
Ale ostrożnie z snami, bo sen to kuzyn śmierci. 

Stała przed ciemnym, opuszczonym budynkiem, od którego dostawała ciarek. Ogrodzenie było upstrzone dziwnymi znakami, których nijak nie potrafiła rozszyfrować. Wzór ciągle się powtarzał. Spirale, które łącząc się stanowiły krąg występowały po obu stronach, a łączyła je jedna wielka czaszka. Na samym środku, przed wejściem na posesję, widniała ogromna czarna z kutego żelaza brama. Ponad nią znajdowała się tabliczka z napisem " Porzućcie wszelką nadzieję wy którzy tu wchodzicie ". 
Na początku pomyślała, że ktoś oszpecił ten piękny cytat boskiej komedii, ale zmieniła zdanie, gdy nagle poczuła, że musi tam wejść, jakby w tej ciemności ukryty był najcenniejszy skarb jej serca. Przeszła przez bramę. Metal skrzypiał, przypominając niemiłe drapanie o szkło lub podobną rzecz. 
Była zupełnie sama w tym obcym dziwnym i nieprzyjemnym miejscu. Zimny wiatr potargał jej włosy, gdy uchyliła drzwi. W środku było o wiele jaśniej niż się spodziewała.  Hol był niewielki i z niego była tylko jedna droga. Korytarz długi i ciemny, bez cienia światła.  Nie miała zapalniczki, latarki czy choćby zapałki, a pochodnie przymocowane do ściany tuż przy drzwiach, nie chciały odejść, gdy szarpała za nie. Nie mając większego wyboru, z duszą na ramieniu ruszyła w korytarz kończący się ciemnością. Tylko postawiła krok przekraczając próg korytarza, po obu jego stronach rozbłysły pochodnie. Mimo iż były dużo mniejsze niż te w holu, dawały o dziwo więcej światła i ciepła. Trzymała ręce blisko siebie, by przypadkiem nie sypnąć śniegiem ze strachu i nie zgasić płonących żywcem ogni. W końcu dostrzegła daleko światełko. Im bliżej się do niego zbliżała tym więcej szczegółów widziała. Weszła po kolejnych minutach do wielkiego holu. Wyglądał niczym sala balowa, ale był całkowicie pozbawiony jakichkolwiek znaków szczęścia. Dominowały tu dwa kolory. Czarny i czerwony. Jej głowa obracała się w każdym kierunku, pragnąc uchwycić każdy szczegół. Piękno i groza. Pomyślała właśnie, że mimo iż sala była piękna, kolory sprawiały, że wyglądała groźnie. Z sufitu zwieszał się piękny kryształowy żyrandol, wyraźnie odbijając kolory. Na ścianach były pochodnie, tak samo jak w wcześniejszych pomieszczeniach. Na końcu sali stał tron. Był w kolorze czarnym, a na górze miał trzy wieżyczki. Wyglądał niczym zrobiony z czarnego piasku. Niesamowicie przyciągał wzrok lśniącymi drobinkami. Nie zauważyła niczego niepokojącego, ale potem usłyszała cichy, bardzo cichy szelest. Odwróciła się błyskawicznie i natrafiła na stalowo szare oczy. Znała te oczy. Jack ubrany w czarny garnitur, z do połowy rozpiętą białą bluzką i równie białymi jak śnieg, zmierzwionymi włosami, wyglądał czarująco, uwodzicielsko, seksownie i niegrzecznie. Między innymi to ją do niego przyciągało. Poczuła jak przyciąga ją do siebie, wplata w jej włosy czarną różę i ciepłymi ustami drażni jej ucho. Jego ręce powędrowały do jej tali i oplotły ją niczym winorośl. Jego bliskość wywołała u niej lekkie ciarki mimo iż jego ciało dawało jej tyle ciepła, że co sekundę zmieniała zdanie, myśląc, że płonie. Spojrzała w dół i ze zdziwieniem spostrzegła, że jej czarne dżinsy i miętowa bluzka zostały zastąpione piękną długą, aż do ziemi, czerwoną suknią. Na brzuchu przepasana była jedwabną, czarną wstążką, a na dole miała również czarne wzory przypominające jej te spirale. które widziała na bramie. Suknia nie miała ramiączek. Oplatała ją w pasie uwydatniając jej biust. Mimo płaskiego brzucha, ciężka suknia sprawiała, że trudno jej było oddychać. Jej włosy, delikatne loki zostały spięte wysoko na górze, specjalnie by końcówki opuszczone były na jej plecy. Na szyi jarzył się czerwony naszyjnik z rubinem w środku. 
Cała ta sytuacja była dla niej niezrozumiała, ale niesamowicie podniecająca. Zapomniała o strachu. 
Usta Jacka wciąż tkwiły przy jej uchu, drażniąc zębami płatek. 
- Pięknie wyglądasz moja królowo. - Szepnął. 
Nic nie odpowiedziała. Teraz Jack jedną rękę z jej talii przesunął w górę i zaczął delikatnie drażnić jej szyję, co chwila muskając ją tak delikatnie i czule, że włoski stawały jej na karku. Co chwila dotykał opuszkami  jej włosów. Popatrzyła na niego. Miał przygryzione wargi i lustrował ją wzrokiem. W jego niezwykle zimnych oczach iskierki tańczyły tak blisko, że niemal były jednością. To były iskierki podniecenia, pożądania. Nigdy wcześniej ich u niego nie widziała i również nigdy takiego zachowania. Wiedziała, że lubił flirtować, bo uważał się za bosko zniewalającego, ale jego gesty w tej chwili były zupełnie jej nieznane. Żaden mężczyzna jeszcze nigdy jej tak nie dotykał. Nikt nigdy nie był tak blisko niej. Nagle przybliżył się do niej, mocniej ją do siebie przyciągając, tak, że nawet przez suknię wyczuwała jego ciało. Czuła bicie jego serca i spokojny oddech, jakby wiedział co robi. Musnął jej usta i bez odrywania ich zjechał nimi na jej szyję. Dopiero tam poczuła ciepły, cudowny pocałunek. Z każdym kolejnym coraz bardziej odchylała głowę z czystej wręcz rozkoszy. Po pewnym czasie w ogóle nie pragnęła niczego innego jak jego warg. Całował jej szyję, czasami nagie ramiona, a ona powoli zaczęła tracić rozum. W końcu znowu zajechał ustami do jej twarzy i delikatnie wsunął język w jej usta. Wargi machinalnie złączyły się niczym przyklejone dwustronną taśmą. Przymknęła oczy oddając pocałunek. Nie przestawał obdarowywać jej nowymi coraz to bardziej namiętnymi pieszczotami. Jego język zwinnie drażnił jej podniebienie. Nigdy nie myślała nawet, że francuski pocałunek, może sam w sobie mieć tyle przyjemności. W końcu brutalnie wpił się w jej usta gryząc jej wargi zębami. Oddawały każdy z takim samym natchnieniem. Wsunęła palce w jego włosy, cudownie miękkie i gęste. W końcu ku jej zdziwieniu powoli zaczął ją zniżać ku podłodze. Kiedy w końcu ją na niej położył przeszedł ją dreszcz, bo jej nagie rozpalone ramiona po zetknięciu z zimną posadzką dały początek wybuchowi. 
Dłońmi ściągnęła jego marynarkę, jak również i bluzkę, podziwiając jego ciało. Zarysowane dosyć mocno, ale nie było ono nie wiadomo jak wysportowane. Było idealne. Rozplątał jej liczne wstążki, które były zamiast zamka i powoli zdjął z niej ciężkie ubranie. Nie wstydziła się go, a wręcz przeciwnie. Chciała od niego więcej. Zamknął dłonie na jej talii przejeżdżając palcami po jej koronkowej bieliźnie. Umysł miała już tak zaćmiony, że bez wahania zgodziłaby się na wszystko, byleby tylko był przy niej. Pocałował jej brzuch, a potem zamruczał jej do ucha niczym kot. 
- Jesteś taka wspaniała. 
Spojrzała na niego i znów dotknęła jego ust, ale pocałunek był krótki. Spojrzał w jej oczy. Tym razem zapaliła się w nich iskierka, ale nie była wcale miła. 
- Wiem o czym myślisz. - Odparł. - Ale nie. 
Podłoga pokryła się lodem, a on z szaleństwem z oczach mocno ją do siebie przyciągnął. 
- Ale nigdy nie będziesz nią. Moją królową nocnego nieba. Nigdy cię nie pokocham. Gdybym miał wybór, to wbiłbym ci nóż po samą rękojeść, żeby się uratować. 
- Co ?! - Przerażona jego słowami spróbowała się wyrwać. 
- Przecież tego chcesz. Chcesz mnie. Wiele byś oddała, bym znów cię pocałował. Dałem ci to co tak bardzo pragnęłaś. Siebie. I wiem, że chcesz więcej. 
Szaleństwo teraz niemal z niego wytryskało. Zaczęła się szarpać mocniej, tak, że na jej nadgarstkach poczuła mocne pieczenie i sińce. Niestety, był zbyt silny. Jego oczy w momencie zmieniły kolor, na czarne. Nie chodziło tu o tęczówki. On w ogóle ich nie miał. Samą czerń. 
- Niegrzeczna dziewczynka. - Pomachał jej palcem przed oczami, zanim poczuła ostry ból w brzuchu i gorącą krew, która pociekła zatrzymując się na pępku ... 


Głośny krzyk obudził ją z tego koszmaru. Oczy już bolały od zbyt mocnego zaciskania ich. Mimo iż ściskała powieki tak mocno jak tylko umiała, gorące łzy płynęły po policzkach. Do jej uszu w końcu doszły głosy.
- Elsa !!! Obudź się do cholery !!! Elsa !!! Otwórz oczy !!! Słyszysz !!! ???
W końcu mimo strachu lekko zwolniła uścisk, aż całkowicie otworzyła oczy, w których przerażenie było większe niż kogoś kto oglądnął najgorszy horror. Łzy były tak gorące, że paliły jej skórę. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że jej nadgarstki trzyma mocno Jack. Spojrzała na niego.
- Błagam, nie krzywdź mnie. - Szepnęła.
Mina Jacka była tak zdziwiona, że totalnie go zatkało. Dlaczego miałby ją krzywdzić ?
- Hej, hej. - Przysunął się, ale ona się odsunęła. Zwolnił uścisk w jej nadgarstkach. Wiedział, że zostaną jej ślady, bo w histerii która ją ogarnęła miotała się na wszystkie strony tak mocno, że gdyby chodź trochę zwolnił uścisk, zmiotłaby go i  na tym by się to skończyło. Patrzyła na niego z niemym przerażeniem. Jej usta drżały, w nikłym blasku lampki nocnej.
- Nie zrobię ci krzywdy. - Odezwał się znowu, lekko się do niej przysuwając. - Naprawdę. - Wyciągnął rękę. Skuliła się tak, że bardziej już nie mogła, bo natrafiła na ścianę, więc powoli zaczął przysuwać się do niej, tak by jeszcze bardziej jej nie wystraszyć. - Widzisz ? Nic ci nie zrobię. Obiecuję.
Pozwoliła mu dotknąć jej dłoni, a gdy otworzyła ją bardziej złapał ją w ramiona, a ona tylko mocno zaszlochała, uświadamiając sobie, że był to sen. Mocno ją trzymał w ramionach, pozwalając by krople moczyły mu ramiona. Nagie ramiona, bo spał bez koszulki. Głaskał ją po głowie, szepcząc.
- Spokojnie, jestem tutaj. Słyszysz ? Wszystko dobrze. Już dobrze. Ciii. Spokojnie.
Te słowa trochę ją uspokoiły, ale nie wystarczająco. Wciąż cała się trzęsła. Ten sen był tak realistyczny. Odsunęła się od Jacka. Zobaczyła sińce pod jego oczami, włosy w nieładzie, był bez koszulki, a na policzku miał szramę, prawdopodobnie po jej paznokciu. Poczuła wyrzuty sumienia. Nie dość, że obudziła cały dom, to jeszcze zrobiła mu krzywdę.
- Wszystko w porządku ? - Zapytał, nadal delikatnie ściskając jej ręce.
- Już mi lepiej. - Otarła łzy z policzka.
- Co się stało ? - Zapytał łamiącym się głosem.
- Nic, to tylko sen. - Odparła Elsa.
- To nie był tylko sen, skoro wyglądasz jakbyś właśnie ducha zobaczyła.
- Słabo mi. Nie mam siły.
- Opowiesz o czym był ?
- Nie !!!! To znaczy, nie chcę teraz o nim rozmawiać. Powiem ci jutro.
- No dobrze. - Wzruszył ramionami.
- Ta szrama ... to ja ci to zrobiłam ? - Elsa dotknęła policzka Jacka i poczuła się bezpiecznie.
- Rzucałaś się, krzyczałaś i szarpałaś ... nie chciałem, żebyś sobie coś zrobiła ... dlatego trzymałem cię dopóki się nie obudziłaś. Powiem ci, że było ciężko. Masz czarny pas karate czy jak ?
Ale Elsie nie było do śmiechu.
- Boże, za to tobie zrobiłam krzywdę, przepraszam, tak mi przykro.
- Nic się nie stało. Ważne, że ty jesteś cała.
- Nic się nie stało ??? Jack ...
- Elsa, zero dyskusji. Martwiłem się o ciebie, dlatego zaryzykowałem.
Dopiero teraz Elsa usłyszała za drzwiami głosy.
- Czy oni tam wszyscy są ? - Zdziwiła się.
- Doliczyłem się ich trzech. Co do joty, ale dwa razy się pomyliłem i musiałem zacząć od nowa. - Uśmiechnął się szczerze.
- Myślę, że lepiej by było ...
- Możecie wejść ! - Zawył Jack.
- Do pokoju wparowała cała rodzinka. Głosy zlewały się ze sobą z niezbyt przyjemny szum.
- Wszystko ok ? - Trzy głosy odbiły się od ścian pokoju.
- WŁAŚCIWIE nie jest nic w porządku. Idźcie sobie. - Warknęła.
- Dobrze się czujesz ? Dlaczego krzyczałaś ? - Kolejna dawka popłynęła z ich ust.
- WYNOCHA !!! - Krzyknęła niczym dziki lew przed ucztą.
Z zadowoleniem spostrzegła, że wychodzą zbyt zbici z tropu by coś powiedzieć. Niestety Jack też się uniósł i zmierzał w kierunku drzwi.
- Co ty robisz ? Dokąd idziesz ?
- No, kazałaś nam się wynosić, więc spełniam twoje cholerne życzenie. - Uśmiechnął się zawadiacko.
- Nie miałam na myśli ciebie. - Nie chciała by wychodził.
- Dlaczego ?
- Bo cię potrzebuję. - Spojrzała na niego pełnymi strachu oczami. - Nie zostawiaj mnie. Za bardzo się boję.
- Dobrze, ale co mam robić ?
- Nie wiem. Połóż się koło mnie, czy coś w tym stylu.
- Chcesz, żebym z tobą spał ? Cóż, wystarczyło poprosić.
- Nie chodzi mi o samo spanie tumanie. - Warknęła. - Po prostu zawsze, gdy przy mnie jesteś, lepiej mi się śpi i się nie boję. Czuję się bezpieczna. Tak bezpieczna, jak jeszcze nigdy nie byłam. Zupełnie jakbyś był moim aniołem, który mnie strzeże.
- Bo tak jest idiotko. - Burknął.
Wystawiła mu język, a potem położyła się z powrotem plecami do niego, dając mu do zrozumienia, że nie chce dalej rozmawiać.
- Możesz sobie iść. - Burknęła tłumiąc swój głos. - Sama sobie jakoś poradzę. Będzie mi zimno i nadal będę mieć koszmary, ale jak się będę wydzierać przez całą noc, to nie moja wina.
Poczuła jak Jack podnosi kołdrę i wsuwa się pod nią. Czuła jego ciepły oddech na karku. Odwróciła się i wtuliła w niego jak w misia, nie bacząc czy ma tą koszulkę, czy nie.
Jack wtulił się w jej włosy, zupełnie jakby naprawdę był zadowolony, że może z nią spać. Poczuł jak Elsa przerzuca mu swoją nogę, za to on wsunął między jej swoją, tak by było im cieplej. Mimo końca lata, było gorąco, ale w tym momencie nie przeszkadzało to im za bardzo. Byli jak dwa misie polarne. Nie do oddzielenia.


***

- Zaraz, zaraz. Czyli dobrze zrozumiałem ? Śniłaś o tym jak zabieraliśmy się do kochania się w cudownym, mrocznym zamku ? 
- To wcale nie śmieszne !! - Krzyczała do niego rozdrażniona do granic możliwości. 
Elsa zaraz po obudzeniu, zobaczyła, że Jacka nie ma. Gdy w końcu go znalazła okazało się, że siedzi w kuchni i rozmawia z pozostałymi o nocnym incydencie. Blondynka nie chcąc opowiadać wszystkiego rodzinie, postanowiła wyjawić wszystko Jackowi i Tomowi. Była zła na Toma, ale nie zmieniało to faktu, że też jest strażnikiem i może jej pomóc. Jack nie był zadowolony z obecności chłopaka, ale gdy próbował przekonać nieugiętą Elsę, widząc, że nie ma szans, dał spokój. Teraz śmiał się z tego, co przed chwilą usłyszał, mimo iż koniec snu, nie przypadał nikomu do gustu. 
- Frost, ty skończony dupku !!! - Krzyknęła, tupiąc nogą, jak dziecko. Ten człowiek doprowadzał ją do białej gorączki. 
- A może ... - Zaczął dławiąc się ze śmiechu. - Może ten sen pokazuje przyszłość ?? 
- Jeżeli tak, to nie wiem, czy chce zostać zasztyletowana przez przyjaciela. 
Jackowi mina od razu się zmieniła. Teraz wyrażała współczucie. Bliska płaczu Elsa popatrzyła na niego. 
- A ciebie to bawi. - Warknęła przez zaciśnięte zęby i chwilę później znalazła się w ramionach Toma. 
- Świetna robota bałwanie. - Warknął na niego. 
- Nie pozwalaj sobie. - Mruknął, łypiąc na niego wściekle. Ukłucie, gdy ten dupek trzymał w ramionach Elsę, z jednego miejsca, rozprzestrzeniało się szybko po całym jego sercu. Chciał, żeby się od niego odsunęła, dała mu w twarz. 
To nawet mógłbym zrobić za nią. - Pomyślał wciąż patrząc na przytulającą się parę. Nie czuł takiego bólu odkąd był z Mią. Czuł zazdrość, chodź starał się usilnie ją z siebie wyplenić, zupełnie jakby była chwastem, ale miała zbyt rozgałęzione korzenie. 
- Mrok chyba już namierzył cel i wie, że jesteś z nami w grupie. - Mruknął, nie wiedząc nawet czy ich usłyszeli. 
- No i co ja mam teraz zrobić ? Codziennie mi się będą śnić koszmary ?  Jak tak to od razu wolę się powiesić. 
- Nawet tak nie myśl jasne !!!??? - Zerwał się Jack, przerażony jej wyznaniem. 
- Więc co mam robić ??!! - Odkrzyknęła. 
Tom złapał ją za rękę, starając się załagodzić ich napięcie. 
- Myślę, że wiem, co możemy zrobić. 
- Nie rozśmieszaj mnie. - Jack skierował swoją uwagę na byłego przyjaciela. - Ty ?? TY ?? 
- Jack, ja też cię nie  lubię, ale teraz dla jej dobra, może zakopiemy ... 
- Nie lubię ? Żartujesz sobie ? - Przerwał mu w pół zdania. - Ja cię nienawidzę. 
Tom nie wyglądał na wstrząśniętego, jakby nie było to dla niego nowością, ale Elsa zauważyła, cienką kreskę bólu na twarzy. Chyba nadal pamiętał, jak było kiedyś między nim, a Jackiem. 
- Nie chcę, żebyście się kłócili. A przynajmniej nie w mojej obecności. - Spojrzała na nich z nadzieją w oczach. 
- Dobra. - Rzucił Jack wyciągając w jego stronę rękę. Zanim jednak Tom zdążył ją uścisnąć, ten zabrał ją i spojrzał na chłopaka ostrzegającym spojrzeniem. - Ale robię to tylko i wyłącznie dla Elsy, a nie dla tego, że chcę. 
- Nie bój się. Ja też robię to tylko dla niej. 
Uścisnęli sobie dłonie i zabrali je tak szybko jak tylko mogli. 
- Więc jaki masz pomysł ? - Zapytał Jack. 
- Myślę, że Elsa powinna przejść trening wytrzymałości, by Mrok nie mógł operować jej myślami i szkolenie obronne. 
- Nie poradzi sobie z tym wszystkim. - Warknął Jack. 
- To się okaże. - Odburknął Tom. 



wtorek, 4 sierpnia 2015

8. Wspaniała piątka ?

Dużo osób pisze, że nie wie o co chodziło Jackowi. Nie przejmujcie się. O to właśnie chodziło, byście nie wiedzieli. To wiąże się z tajemnicą, którą ma Jack i którą wyjawi Elsie daaaaleko później. Cierpliwości. Co do innych blogów. Rozdziały są już napisane, mniej więcej, ale nie wstawione. Zrobię to w najbliższym czasie, więc cierpliwości =) . Miłego czytania i mam nadzieję, że się podoba.



~ Bo ludzie nie wiedzą, że idąc w przód i patrząc w tył, kiedyś się potkną.  
Czas nie daje odpowiedzi, on jedynie stawia kolejne pytania. 

Elsa patrzyła na okno, za którym powoli zaczęło się robić ciemno. W głowie wciąż miała rozmowę, którą przeprowadziła z Jackiem rano. Co to wszystko miało znaczyć ? Dlaczego on tak bardzo boi się jej wyjawić prawdę ? Dlaczego i za co miałaby go znienawidzić ?
Usłyszała pukanie do drzwi . Wiedziała kto chce ją zobaczyć, ale nie była pewna co do tego czy chce się widzieć z tą osobą za drzwiami. Koniec końców wydukała " proszę ".
Drzwi do pokoju uchyliły się i do środka wdarł się Frost. Z jego ust wydobyła się lawina słów, których nijak nie szło zrozumieć.
- Els ... ja ... przepra ... to .. wszystko ... ina ... niż sądzisz ...
- Nie. Stop ! Stop ! Że co ? - Zanim jednak zdążył się odezwać od razu przeszła do rzeczy. - Tylko powoli, spokojnie.
- Nie potrafię być spokojny, gdy wiem, że nie masz najmniejszej ochoty mnie widzieć, a co dopiero słuchać.
- Przecież nic takiego nie powiedziałam. - Burknęła zdziwiona. - Po prostu potrzebowałam trochę czasu w samotności, to wszystko. - No więc co chciałeś mi powiedzieć ?
- Że to nie tak jak myślisz.
- Ja nic nie myślę. Ja wiem.
- Co wiesz !? - Krzyknął przerażony.
- Nic ... po prostu muszę porozmawiać z Tomem.
- Nie możesz do niego iść ! - Warknął.
- Nie idę. Sam tu przyjdzie.
- Przecież mówiłem ci, że on nie nadaje się dla ciebie. Nie widzisz, że chcę cię chronić ?
- Chronić przed czym ?
- Przed nim. Nie wiesz do czego jest zdolny, by dostać to, czego pragnie. Teraz, chce ciebie. Nie pozwolę, by znów odebrał mi to, na czym mi zależy.
Dopiero teraz Elsa zauważyła, że Jack trzyma jej rękę w żelaznym uścisku, który coraz bardziej się zacieśniał tak mocno, że aż bolało. Mimo wszystko nadal nie wiedziała, co Jack ma na myśli. Całe to jego gadanie o tym, że Tom odebrał mu coś na czym mu zależało, zaczynało ją denerwować.
- Czy to ma coś wspólnego z Mią ? - Zapytała łamiącym się od strachu głosem.
- Tak. - Westchnął. - Gdybyś tylko mnie wysłuchała do końca ... ale to i tak nie ważne. Przecież to co ja mam ci do powiedzenia, nie jest niczym ważnym. No bo co może ważnego mieć do powiedzenia zwykły śmieć jak ja ? - Zapytał, a na jego twarzy malował się smutek.
Odwróciła się w jego stronę. Nie trwało to długo. W jednej chwili ujęła jego twarz i wtopiła się w jego tęczówki.
- Nie jesteś śmieciem. - Odparła. - Jesteś jedną z najważniejszych osób dla mnie. Jesteś moim przyjacielem. Moją bratnią duszą. Kimś bez kogo nie mogłabym zasnąć, ani nawet żyć, bo jesteś pewną częścią mnie.
" Pewną częścią mnie ", " Jesteś moją bratnią duszą ", " Nie mogę bez ciebie żyć ".
Te słowa tłukły się w jego głowie tak mocno, że aż pulsowała.
" Jesteś moim przyjacielem ".
Tak. - Pomyślał. - Przyjacielem. To boli bardziej niż, gdy na ciebie patrzę. - Jego myśli również były bolące same w sobie.
- Jack ? Jack !!?? - W jednej chwili jej krzyk przywołał go na ziemię. Wciąż trzymała jego twarz, ale na jej twarzy nie było widać żadnych głębszych emocji.
- Tak ? - Niemądrze zapytał.
- Odpłynąłeś. - Stwierdziła.
- Mamy jeszcze czas, zanim Tom przyjdzie. Chcę znać prawdę Jack. Kim jest Mia ? Co ja mam z nią wspólnego ? Kim była dla ciebie ?  Kim była dla Toma ?
Niestety zanim zdążył odpowiedzieć na choćby jedno jej pytanie, na podjeździe zaparkował Tom.
- Elso, proszę. Czy musisz być tak uparta ? Nie chcę byś do niego szła. - Jack znów złapał ją za rękę, gdy ona miała już zamiar wyjść z pokoju.
- Przecież nic mi nie zrobi.
- Może i nie, ale przecież mówiłem ci, że on jest bardzo stanowczy, że zrobi wszystko by mieć to, co chce. Mówiłem ci, że znałem go wcześniej. Znałem go 300 lat temu. Czy to ci nie daje do myślenia ? Jak myślisz, dlaczego ci o tym nie powiedział, że jest strażnikiem jak ja ?
- Że jest kim ? - Zapytała.
- Jest strażnikiem jak ja. - Odparł.
- Ty też mi wcześniej tego nie powiedziałeś. - Popatrzyła na niego z wyrzutem.
- Bo nie dałaś mi dojść do słowa. Zaczęłaś płakać i wrzeszczeć, no to cię zabrałem do domu.
Na dole huknęły frontowe drzwi. Dało się słyszeć szelest kluczyków.
- Elso ? Jesteś w domu ?
- Ehh ... mama wróciła. - Westchnęła, po czym zaczęła powoli kierować się w stronę schodów. Za nią jak cień powędrował Jack.
- Hej mamo. Tak jestem.
- To dobrze. Pomożesz mi rozpakować zakupy ? Ania i Jer za chwilę przyniosą resztę.
- Zaraz. Przecież ty byłaś zupełnie gdzie indziej niż oni prawda ? - Elsa podniosła brwi patrząc na matkę.
- No tak, ale wracając z zakupów zobaczyłam ich pod jednym z klubów. Zabrałam ich stamtąd, a w drodze powrotnej dostali odpowiednią gadkę.
- Łał ...
Dopiero teraz Jenna spojrzała na Elsę i zobaczyła również jej towarzysza.
- O Jack ! Nawet cię nie zauważyłam. - Uśmiechnęła się do niego przymilnie.
- Nie dziwię się pani. - Odebrał od niej siatki i powoli zaczął wyjmować wszystkie zakupy i co chwila otwierać lodówkę by wsadzić parę z nich. - Tak piękna kobieta nie baczy na łobuzów. - Mrugnął do niej, a Jenna tylko się zaśmiała.
- Jack ! Ty zawsze potrafisz poprawić humor. Naprawdę cieszę się, że możemy cię u nas gościć.
- Przyjemność leży po mojej stronie ...
Drzwi po raz kolejny otworzyły się, ukazując rudą i Jeremiego obładowanych siatkami, a za nimi ostatni wszedł Tom, który również niósł jedną siatkę z jabłkami.
- Mamo ! - Blondynka krzyknęła nieco zaskoczona. - Obrabowałaś spożywczak czy jak ? - Zapytała.
- Nie. Po prostu kupiłam same potrzebne rzeczy. Jest nas więcej, więc trzeba więcej jedzenia.
- Tak, zgadzam się z tym. - Sapnął Jer ściskając po drodze rękę Jacka. Widać nie był już na niego tak zły. - Ale mamo. Na litość boską po co nam aż 3 słoiki czekolady ?
- Ktoś tu lubi podjadać. - Mrugnęła w stronę Anki, na co ta tylko się zarumieniła, jakby właśnie ją na tym przyłapano.
Tom odłożył siatkę na stół i zwrócił się w stronę Jacka.
- I jak ? Twarzyczka już się zagoiła ? - Zakpił przy tym jak z dobrego żartu.
- Ostro pojechałeś wiesz ? Ale jak dla mnie to za mało się starasz.
Tom spojrzał na Elsę.
- Zgadzasz się z nim ?
- Wiesz co ? - Wybuchnęła nagle. - Mam już dość waszych sprzeczek. Mam dość was wszystkich. Mam dość ciebie i twoich kłamstw !!! Myślałeś, że się nie dowiem ? Powiedz. Ile masz lat ?
- 17. - Odparł bez wahania.
- A może inaczej ... Od ilu lat masz 17 ?
- Elsa ...
- Ona już wie. - Wtrącił Jack.
- Ty gnojku !! - Warknął i rzucił się w jego stronę. W samą porę przytrzymał go Jer. - Tak chcesz się na mnie mścić ? Myślisz, że w taki sposób się zemścisz ? Mia zawsze kochała mnie. Była z tobą dla zabawy.
- Kłamiesz ! - Warknął Jack.
- Taaak ? Zadziwiające. Gdyby cię kochała wiedziałbyś, że nie umarła. Wiedziałbyś, że nadal żyje.
- Co ???!!!
- Tak, żyje. Widziałem ją 30 lat temu w Paryżu. Tańczącą na jednej z dyskotek pod wieżą Eiffla. Nie widziała mnie. Potem zniknęła. Nie wiem gdzie teraz jest, ale wiem, że gdyby cię kochała, szukałaby cię, a nie zabawiała się.
Zabolało go to. Z trudem powstrzymał łzy cisnące mu się do oczu. Nie chciał płakać za przeszłością. Za nią. Za dziewczyną którą kochał kiedyś. Ale czy nadal ją kocha ? Czemu tak się czuje ? Czemu to tak bardzo go boli ?
- Przestańcie do cholery ! - Głos tym razem zabrała Jenna, widząc bladą twarz Elsy. - Wynoście się obaj !
Wypchnęła ich za drzwi, by po chwili z hukiem je zatrzasnąć.
- Wy też na górę ! Dzięki za pomoc. - Palcem wskazała na Ankę i Jeremiego dając im do zrozumienia by zostawili ją i Elsę same.
- Wszystko w porządku ?  - Położyła rękę na jej ramieniu.
- Nie mamo. Wszystko mi się miesza.
- Opowiedz mi o tym.  Zrobi ci się lepiej.
- Nie mam teraz czasu mamo. Muszę jeszcze z Jackiem lecieć do kwatery.
- Po co ? - Zdziwiła się Jenna. Do tej pory nie przystosowała się do końca do tego, że Jack jest strażnikiem. Wiedziała, że Elsa jest jakąś bronią  w walce z kimś tam, ale szczegółów jej nie podano.
- Nie mówił. Po prostu od dawna mieliśmy tam lecieć.
- Ale wrócisz ?
- Oczywiście. Jakaś godzinka. Najwyżej półtora.
Blondynka wyminęła matkę i ruszyła do drzwi z pewną obawą, że jak je otworzy zastanie masakrę za nimi. Na szczęście Jack siedział na ganku, a Tom musiał najwyraźniej odjechać, bo nie było już ani jego, ani motoru.
- Już ? Chce jak najszybciej wrócić. - Skinęła na niego.
Jack wyciągnął szklaną kulę, a chwilę potem stali już w salonie na biegunie.
- Co to za ważna sprawa ? - Nie miała nawet zamiaru ukrywać chłodu w głosie.
- Stary !! - Jack usłyszał za uszami.
- Czkawka ! - W ich stronę szedł ciemnowłosy chłopak.
- Kto to ? - Zapytał, gdy w końcu do nich dotarł.
- A, no tak. To Elsa. Moja dusza ... no wiesz ta bratnia.
- Opowiadał nam o tobie.
- Miło. - Burknęła.
- Czy ja usłyszałam kogoś nowego ? - Za rogu wyszła dziewczyna z długimi związanymi włosami. W rękach trzymała książkę.
- To Elsa. - Odpowiedział Jack zanim zdołała się odezwać. - Czy jest ktoś jeszcze tutaj, bo nie lubię się powtarzać.
- Merida poszła poćwiczyć. Zabrała ze sobą łuk.
- A nie wiecie przypadkiem, gdzie jest Jessica ?
- Nie. To znaczy ... rano z nią rozmawiałam. Powiedziała, że gdzieś idzie, ale nie powiedziała dokąd. Powinna za niedługo wrócić. - Odparła Roszpunka.
- No więc tak Elso. Oprócz mnie, są też tutaj inni. To Czkawka, a to Roszpunka. Merida gdzieś zwiała, ale to nie szkodzi. Jessica też się dolicza.
- Tak. Razem jesteśmy wielką piątką. - Odparł Czkawka.
- Wielką piątką ? - Elsa podniosła brwi.
- Ona to wymyśliła ! - Jack wskazał oskarżycielsko w stronę Roszpunki. Ta w odwecie pokazała mu język.
- A North gdzie jest ? - Jack znowu zadał kolejne pytanie. Miał takie wrażenie, że wszyscy nagle zniknęli jak w śnie.
- Właśnie zaczął produkcję zabawek. Wiesz, on jest przesadnie pośpieszny.
- I tak zawsze kończy na ostatnią godzinę. - Burknął Jack. - Myślałem, że lepiej was sobie przedstawię, ale czas nas goni.
Elsa pożegnała się z wszystkimi. Po chwili znów była w swoim pokoju.
- Trochę dziwnie wyszło co ?
- Niby czemu ? Wydają się mili.
- Bo i są, ale nagle tak wszystkich wcięło.
- Jack ?
- Tak ?
- Opowiesz mi o Mii ?
- Dlaczego chcesz o niej rozmawiać ?
- Bo chcę wiedzieć. - Widząc minę Jacka szybko dodała. - Myślałam, że mi ufasz.
- Nie chodzi o zaufanie. Ufam ci i dobrze o tym wiesz, ale nie jestem pewny, czy to co usłyszysz, spodoba ci się.
- Prawda nie zawsze jest piękna prawda ?
- Skoro chcesz usłyszeć ją od nowa ...
- Chcę.
- Dobrze. Jak wiesz, zanim stałem się Jackiem Frostem, byłem człowiekiem, takim jak ty. Żyłem normalnie 300 lat temu. Mieszkałem tutaj, w Burgess, ale wtedy była to mała wioska. Miałem małą siostrę Emmę, ale nie chcę rozmawiać o niej. No więc, Tom również tam mieszkał. Żył tak jak ja, 300 lat temu. Do tej pory nie mam pojęcia jak to możliwe, że księżyc go wskrzesił i uczynił go strażnikiem. Przyjaźniłem się z nim w tamtych czasach. Był moim najlepszym przyjacielem. Zawsze wszystko robiliśmy razem. Byliśmy niemal nierozłączni. Pewnego dnia do wioski przybyła dziewczyna imieniem Mia. Była niesamowicie piękna. Miała miodowo truskawkowe włosy i stalowe szare oczy, które czasami przybierały barwę błękitnego nieba. Miała parę piegów. Zawsze uważałem, że to dodawało jej tylko urody. Była najpiękniejszą dziewczyną w całej wiosce. Zakochałem się w niej, kiedy tylko ją ujrzałem. Nagle cały świat zaczął kręcić się wokół niej. Tom też ją poznał i też się w niej zakochał. Tak bardzo pragnąłem ją mieć tylko dla siebie, że wtedy w Tomie po raz pierwszy nie zauważyłem przyjaciela, ale wroga. Kogoś  kto mógł mi ją odebrać. Kto mógł mi ją skraść. Była dla mnie wszystkim. Pewnego dnia zauważyłem go jak ją całuje. Świat mi się zawalił. Zabrał mi wszystko co miałem, bo zabrał mi ją. Nie mogłem tak po prostu tego zostawić, bo nie potrafiłem o niej zapomnieć. Pokłóciłem się z nim. Pierwszy raz tak śmiertelnie. Potem po prostu uciekłem, bo chciałem pomyśleć. Nawet nie wiem kiedy znalazłem się na zamarzniętej wodzie. Próbowałem nie robić gwałtownych ruchów by nie wpaść, ale lód był zbyt cienki. Załamał się pode mną i wpadłem. Woda była tak lodowata, że w ciągu paru sekund zesztywniały mi wszystkie kończyny. Nie mogłem więc pływać. Utopiłem się. Potem obudziłem się na lodzie. Miałem już białe włosy, a moja pamięć była wyczyszczona. Jakieś parę lat temu natknąłem się na strażników. Pomogłem im ocalić dzieci przed Mrokiem, ale teraz znów wrócił. Dzięki Ząbek odzyskałem też swoje wspomnienia. Okazało się też, że mam bratnią duszę. Wtedy cię znalazłem. Nie wiedziałem co się stało z Tomem, dopóki nie zobaczyłem go wtedy przy twoim boku. Od razu go rozpoznałem. Wraz z odzyskanymi wspomnieniami wróciła Mia. I coś co zostawiła po sobie. Coś co należy i do mnie i do niej.
- Co to takiego ?
- Tego nigdy ci nie powiem.
- Dlaczego ?? - Elsa zdziwiła się.
- Bo nie mogę. Znienawidziłabyś mnie.
- Wcale, że nie. Chcę wiedzieć !!
- Nie !!! - Złapał ją za ręce i spojrzał w jej oczy. - Nie próbuj nigdy więcej ze mnie tego wydusić, bo i tak ci nie powiem. - Po czym, puścił ją i skierował się w stronę drzwi.
- Dobranoc. - Szepnął i skierował się w stronę swojego pokoju, pozostawiając Elsę zbitą z tropu.


niedziela, 12 lipca 2015

7. - Spacer

Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale nie mam jak. Nadrabiam zaległości w dwóch poprzednich blogach. Prowadzę też historię na wattpadzie. Jest ona o Thomasie Sangsterze. Jeżeli będziecie chcieli ją przeczytać w następnym poście wstawię link. 
Ma ktoś z was jakieś pomysły co Elsa ma wspólnego z Mią ? =3
Mam również prośbę odnośnie komentarzy. Wolałabym by pod moimi postami nie była prowadzona konserwacja, tylko komentarz dotyczył rozdziału, ale to tak na marginesie =)




~ Honestly is the only good feauture
for which people may hate you.
 Rano Elsę obudził intensywny zapach kawy i słodkiej woni bułeczek. Usiadła na łóżku i przeczesała dłonią włosy. Czuła od siebie ostrą woń alkoholu. Już drugi raz z rzędu tak się upiła. Masakra. " Mama mnie zabije, na bank mogę sobie już grób szykować ".  Usłyszała kroki na schodach. " No to już po mnie, nawet nie mam gdzie się schować ". W miarę jak kroki stawały się coraz to głośniejsze, ona coraz bardziej zapadała się w kołdrę. w końcu, gdy usłyszała otwierające się drzwi, wsadziła głowę pod kołdrę i zakryła się nią mocno, dysząc.
- Nie zabijaj mnie ! 
- Moim zadaniem jest cię chronić, a nie na odwrót. 
Usłyszała śmiech. 
- Ah ! Jack to ty ! - Wypaplała wyciągając głowę. 
- A ty myślałaś, że kto ? 
- Przestań się śmiać ! Myślałam, że to moja mama ! Po tym jak wczoraj się załatwiłam na amen pewnie jest wkurzona.
- Nie musisz się obawiać. - Odpowiedział nadal się śmiejąc. - Nikogo nie ma w domu.
- To gdzie są ?
- Twoja mama gdzieś wyjechała. Powiedziała mi jedynie tyle, że będzie wieczorem. Co do Anki i Jeremiego, pojechali na rzekę. 
- CO ? Przecież mieli na mnie czekać ! 
- Chcieli, ale tak słodko spałaś ... 
Elsa spojrzała na zegarek stojący na nocnej szafce. 
- Jest szósta rano dupku !!! Jak możesz budzić mnie o szóstej rano ? Jak śmiesz w ogóle ... 
- Przyniosłem ci śniadanie. - Jak położył tacę na jej kolanach i oddalił się o kilka kroków w razie gdyby miała ochotę rzucić w niego lampą lub innym ciężkim przedmiotem. 
- Ś ... śniadanie ? - Elsa zdziwiła się. 
- N ... no tak. - Odparł w końcu. Zarumienił się i przeczesał palcami po włosach. 
- Dziękuję. Nie spodziewałam się tego po tobie. 
- Ja wcale nie chcę ci się podlizać. 
Blondynka uniosła znacząco brwi. 
- Nie o to mi chodziło ... 
- Dobra, dobra i tak muszę z tobą porozmawiać.
- O czym ? - Zapytała przymierzając się do słodkiej bułeczki. 
- Ekhm. - Odchrząknął. Usiadł obok niej.
Elsa przewróciła oczami i przesunęła się żeby zrobić mu miejsce. Jack zrobił minę w stylu =3 i wskoczył pod kołdrę obok Elsy porywając z jej talerza przy okazji jedną truskawkę. 
- Ale tu ciepło. ( =3 =3 ) - Odparł Jack. 
- Taak. - Elsa odchrząknęła. 
Jack dziwnie się ostatnio według niej zachowywał. 
- Tooo o czym chciałeś pogadać ? 
- Właściwie to o niczym ważnym. Po prostu zapomnij. 
Już chciał wyjść, ale ona złapała go za rękę. Podniósł na nią zdziwiony wzrok, a potem popatrzył na jej dłoń.
- Dla mnie jest ważne Jack. 
- Nie mogę ci tego powiedzieć, bo wszystko się rozwali. 
- Ale co się rozwali ? - Elsa nie dawała za wygraną i dalej w to brnęła, chodź dobrze wiedziała, że jeśli gra z Jackiem to wojny nie wygra. 
- Po prostu zapomnij. - Wyszedł z jej łóżka i skierował się w stronę drzwi. - Jak zjesz, to ubierz się, ja czekam na dole. 
- Po co ? - Zdziwiona zapytała z pełną buzią. 
- Pojedziemy na wycieczkę. 
I tyle. To wszystko co miał do powiedzenia. Z gęsią skórką zamknął drzwi do jej pokoju. Zrobiło mu się nagle zimno. 



Jakieś pół godziny później Elsa była gotowa. Otworzyła drzwi i zobaczyła Jacka. Stał obok motoru. 
W ręku trzymał kask, a na tylnym siedzeniu był drugi. 
- Jedziemy ? - Elsa zapytała zdziwiona. 
- Tak, coś ci nie pasuje księżniczko ? 
- Nie. Wszystko ok, tylko ... czy ty potrafisz ... 
- Na tyle dobrze, że nie musisz się przejmować, że spowoduję wypadek. - Jack mrugnął do niej. - Chyba mi ufasz ? 
- Oczywiście, że ci ufam głupku. - Uśmiechnęła się znacząco. 
Jack podał jej kask. Założyła go. Poczuła, że Jack odpalił już i czeka na nią. 
- Już ? Wszystko w porządku księżniczko ? 
- Tak. Chyba tak. I dlaczego nazywasz mnie księżniczką ? 
- Tak sobie. Bez powodu ... księżniczko. 
Wywróciła oczami. W końcu to humorki Jacka. Powinna się do nich przyzwyczaić, ale chyba nadal ją zaskakiwał. Oplotła go w pasie i położyła głowę na jego plecach, gdy on ruszył. Na początku Jack jechał normalnie, ale gdy tylko minęli tabliczkę z napisem miasta i zaczęła się zwykła żwirowana droga ostro przyspieszył. Przerażona Elsa mocniej go tylko ścisnęła. Pomimo tego, że miała kask, łzy stawały jej w oczach. Czuła się dziwnie. W pewnym momencie zastanawiała się czy przypadkiem nie zwolnić trochę uścisku, żeby nie uszkodzić wspaniałego ciałka Jacka, ale w końcu doszła do wniosku, że mógł nie przyspieszać. A Jackowi ? Jackowi to wcale, a wcale nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Ciągle przyspieszał tyle ile tylko mógł, by poczuć jeszcze bardziej jej delikatne dłonie i to jak mocno do niego przylega w strachu, że spadnie. Czuł jej ciepło, jej zwariowany oddech. Wiedział, że się boi, ale zależało mu również na tym, żeby mu zaufała. Chciał, żeby przestała się bać. Chciał, żeby wiedziała, że zawsze i wszędzie nie pozwoli jej skrzywdzić. Chciał, żeby wiedziała, że nie zrobiłby nic co zagrażałoby jej życiu.
Jechali już ponad godzinę. Ani słowem się do siebie nie odezwali. Jack w pewnej chwili poczuł, że Elsa powoli się rozluźnia, ale mimo wszystko wciąż czuł jej głowę na plecach. Nuciła. I znał ten utwór. Nuciła piosenkę Johna Legenda " All of me ". Uśmiechnął się. Nie wiedział dlaczego, ale uczucie, że ona tam jest, że nuci coś, dawało mu poczucie spokoju. Próbował przekonać samego siebie, że to przez to iż są bratnimi duszami, ale wiedział, że prawda jest inna i również to, że nie chce jej do siebie dopuścić. Powoli zaczęli dojeżdżać na miejsce. Droga teraz była mniej wyboista. Po jednej stronie znajdowała się wielka skalista ściana, a po drugiej ? Morze i plaża. Wiedział, że Elsa wciąż nuci i ma zamknięte oczy, bo w przeciwnym razie na pewno już by zaczęła komentować. Już tylko parę metrów.  
Zahamował ostro i porządnie. Wstrząsnął nim dreszcz. Po chwili usłyszał krzyk Elsy. 
Nuciła sobie coś pod nosem, a tu nagle ostry łomot. Wstrząsnęło nią i poczuła jak upada. Zamknęła oczy oczekując upadku, ale nic takiego się nie stało. Otworzyła je po chwili niepewnie. 
Mocno za nadgarstek trzymał ją Jack. Z jednej strony cieszyła się, że Jack ma tak dobry refleks, bo gdyby nie on rżnęła by teraz piasek, ale z drugiej strony, gdyby nie on i ta piekielna maszyna nigdy by do takiej sytuacji nie doszło.
- Jack ty debilu !
Jack uniósł brwi mimo iż spod kasku nie mogła tego zauważyć.
- Mam cię puścić ? 
- Nie !!! Nie !!! 
- Więc co się mówi ?
- Dziękuję. - Odburknęła. 
- Nie usłyszałem. - Spierał się z nią.
- Mówiłam dziękuję idioto !! 
Jack popatrzył na nią. Była wyraźnie poirytowana. Jack szarpnął nią w górę, ściągnął kask i zdążył złapać ją w pasie zanim upadła na ziemię. Przysunął się do niej, gdy ściągnęła kask. 
- Musisz nauczyć się ufać ludziom śnieżynko.  
Pomógł jej stanąć na nogi i zaparkował motor gdzieś na boku. 
- Zabrałeś mnie na plażę. - Odparła.
- Tak, coś w tym złego ?
- Nie, oczywiście, że nie, ale nigdy się tego po tobie nie spodziewałabym. 
- Mówiłem, że musimy porozmawiać. 
Zaczęli iść powoli wzdłuż plaży. 
- O czym tak bardzo chcesz porozmawiać ? 
- O Tomie przeważnie. 
- Co z nim ? - Zapytała patrząc na niego z ukosa. Głowę miał pochyloną nisko, tak jakby unikał jej spojrzenia. 
- Po prostu Tom to dupek. 
- Dlaczego tak sądzisz.
Przystanął. Spojrzał w jej oczy. Wiedział, że jeśli jej to teraz powie, ona może się na niego zezłościć. Wiedział też, że pewnych sekretów nigdy się nie dowie chodź powinna.
- To długa historia, która może sprawić, że zmienisz zdanie co do niego, a może nawet i co do mnie. 
- Mamy czas. Cały dzień. A ja chcę znać prawdę. 
- Skoro jesteś tego pewna.
Wziął głęboki wdech. 
- Tom nie jest taki na jakiego wygląda. Nie jest ciebie wart. Wiem co mówię, bo znam go od dawna. 
Zanim zdążyła coś powiedzieć, on jej przerwał kontynuując.
- Znałem go zanim stałem się jeszcze Jackiem Frostem. Mieszkałem w Burgess. Wtedy to była zabita dechami mała wioska. Zaledwie parę domów na krzyż. Był moim przyjacielem. Niestety pewnego dnia zjawiła się pewna dziewczyna. Mia. No cóż. Obydwoje ją chcieliśmy. Z wieloletniej przyjaźni zostały strzępy. Koniec końców wybrała mnie. Nie mogłem przestać się cieszyć. Wtedy była wszystkim czego pragnąłem. Była piękna, delikatna. Oczy miała takie jak ty. Niebieskie, duże, głębokie. Niestety ja musiałem się z nim pokłócić. Musiałem wtedy iść na tę cholerną rzekę i wpaść. Nie pamiętałem niczego aż do teraz. Dokładnie półtora roku temu odzyskałem swoje wspomnienia. Pamiętałem to cierpienie. Pamiętałem nawet coś czego chciałbym w tym momencie nie pamiętać.
Złapał Elsę za rękę.
- Masz z nią wiele wspólnego. 
- Jack ... o czym ty mówisz ? Czego nie chcesz pamiętać. 
- Nie bez powodu akurat jesteśmy bratnimi duszami. 
- Jaki powód ? Proszę powiedz. 
- Nie mogę. Nie mogę choćbym chciał. Znienawidziłabyś mnie za to, a tego nie chce. Po za tym jest jeszcze jeden temat. Wczoraj, wczoraj po wypuszczeniu lampionów.
- Jack ja ... 
- Pocałunek. O tym chciałem porozmawiać. Els ja ... 
Elsa jednak nie pozwoliła mu dokończyć. Łzy zaczęły spływać po jej twarzy. 
- Zabierz mnie stąd. - Szepnęła. 
- Elsa ... 
- Powiedziałam zabierz mnie stąd !!! Chcę wrócić do domu !!! 
- Dobrze. - Odparł. Zabolało. Wiedział, że nie może jej tego powiedzieć. Gdyby się o tym dowiedziała, z miejsca wsadziłaby mu nóż w plecy. 
Przez całą drogę czuł jak łzy spływają jej po policzkach. Bolało go, gdy ona cierpiała. Ale musi ją chronić przed nim. Nie może pozwolić na to by sytuacja sprzed tych 300 set lat się powtórzyła. Nie czuł już jej dłoni. Teraz ledwo go dotykała, tylko po to by nie spaść. Nie dotykała już go. Nie przytulała go już całym ciałem, a on tego tak bardzo pragnął. Znał to uczucie, ale nie mógł sobie na nie pozwolić. To nie jest to. Nigdy nie będzie. Nigdy.


Zajechali pod dom. Elsa od razu odłożyła kask i wbiegła do domu.
O co mogło mu chodzić ? Dlaczego on mi to wszystko mówił ? Ale nie może tego tak zostawić. Tom musi to wytłumaczyć. Ona musi zrozumieć. I co ona ma wspólnego z Mią ? 
- CO JA MAM Z NIĄ WSPÓLNEGO ?