this love is stronger than death ♥

this love is stronger than death ♥
Infinity love

sobota, 4 kwietnia 2015

1. - Jack Frost ??

Dzisiaj wstawiam wam 1 rozdział. Miałam zacząć od prologu, ale nie chciałam owijać w bawełnę. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Cieszę się, że zechcieliście czytać kolejną historię. Chyba całkiem nieźle mi idzie =P. No tyle gadania, zabieramy się do czytania ;*

~ Bo wszyscy zaczynamy jako nieznajomi, 
ale nie zawsze tak kończymy.  






2 września 2015 r.

Drogi Pamiętniku ! 

Dziś będzie inaczej. Musi być. Będę się uśmiechać i wszyscy mi uwierzą. 
Będę mówić : " W porządku, dzięki " 
Tak, czuję się już lepiej. Już nie będę smutną singielką, zacznę od początku, będę kimś nowym. 
I przetrwam. 



Elsa zamknęła pamiętnik. Spojrzała na okno. Na widnokręgu z trudem można było dostrzec delikatną rysę wschodzącego słońca, które dawało blondynce nadzieję na kolejny dzień. Siedziała na parapecie. Godzina 5 rano, ona pisze pamiętnik i ani przez chwilę nie myśli o tym, by znów położyć się spać, przed całym dniem w szkole. Oparła głowę o chłodną szybę, ale po chwili szybko ją zabrała, gdy zobaczyła sylwetkę za oknem. Wydawało się jej, że ów cień siedział na drzewie. Przetarła oczy i tym razem mocno wytężając wzrok spojrzała w tym samym kierunku, ale ku jej zdziwieniu niczego tam nie zobaczyła.
- Pewnie mi się wydawało. - Westchnęła i zeskoczyła na ziemię. I tak nie miała szans na sen, więc skierowała swoje kroki do łazienki i weszła pod prysznic. Ciepła woda idealnie zmyła z niej resztki zmęczenia. Ubrała rurki, czerwoną bluzkę, skórzaną czarną kurtkę i czarno - białe trampki.
Resztę czasu spędziła na czytaniu książki. O 7 rano zeszła na dół do kuchni i wcale się zdziwiła, gdy w kuchni zobaczyła tylko swoją mamę.
- Chcesz tosta ? -  Usłyszała po krótkiej chwili milczenia.
- Nie, dzięki, wolę kawę.
- Jest kawa ? - Obok niej stał Jeremy, jej młodszy o rok brat.
Nalała sobie gorącego napoju do filiżanki, ale Jer niemal natychmiast ją porwał i przystawił do ust.
Westchnęła i sięgnęła po drugą.
- Kurczę, pierwszy dzień szkoły, a ja jestem w rozsypce. Macie, kasa na lunch. - Jenna ( mama Elsy ) podała im banknoty. - No, co jeszcze ? Ołówek ? O czym mogłam zapomnieć ?
- Nie masz przypadkiem spotkania ? - Elsa podniosła na matkę zdziwiony wzrok.
- Owszem, mam. Za pół godziny.
- Jedź. Damy sobie radę.
Jenna zabrała torebkę i wystrzeliła z domu. Elsa spojrzała na brata.
- W porządku ? - Spytała.
- Odpuść sobie. - Wyminął ją i z filiżanką wszedł po schodach na górę, mijając się z Anką.
- A temu co ? - Spytała.
- Mnie pytasz ? - Elsa odparła również z sarkazmem.
O 7 : 30 przyjechała Bonnie, jedna z najlepszych przyjaciółek Elsy. Zajechały pod szkołę w 15 min i skierowały się do holu z szafkami.
- Tylko patrz, facetów jak na lekarstwo. Nawet taka Kelly chodzi bez pary. - Elsa westchnęła mijając po drodze jednego ze szkolnych przystojniaków.
- Hej, a ty nadal się gryziesz ? - Bonnie spytała z powagą.
- Nie, przeszło mi.
- Kurczę, musisz sobie kogoś znaleźć.
Bonnie spojrzała przed siebie, a Elsa zrobiła dokładnie to samo, tylko zaglądnęła za siebie.
Przy szafkach trochę dalej stał Matt. Były chłopak Elsy. Blondynka uśmiechnęła się delikatnie, ale on nie odwzajemnił gestu.
- Nienawidzi mnie. - Ucięła krótko.
- Nieprawda. - Bonnie zaprzeczyła. - Rzuciłaś go i zgrywa twardziela, ale cierpi.
Rozległ się dzwonek. Dziewczyny ruszyły do klasy historycznej. Usiadły w ławkach. Elsa zaopatrzyła się w cierpliwość, bo hista nie była jej mocną stroną, a nie chciała się denerwować. Kiedy lekcja dobiegła końca, definitywnie mogła stwierdzić, że facet od histy najwyraźniej jej nienawidzi. Z resztą, ona też nienawidziła jego. Wspomniał o jej zmarłym ojcu, gdy ta nie pamiętała daty bitwy pod Grunwaldem. Co za dupek.
Dziewczyna usilnie starała się zapomnieć o tacie na kolejnych zajęciach, ale skończyło się na tym, że wracając do domu miała jeszcze gorszy humor niż rano. Wracała do domu zazwyczaj na nogach i zawsze mijała pobliski cmentarz, ale nie zatrzymywała się by odwiedzić grób ojca. Po prostu go mijała zaciskając zęby. Była na niewielkim pagórku, tuż przed swoim mieszkaniem, gdy nagle oberwała czymś chłodnym i w dodatku mokrym. Obejrzała się wściekła i spojrzała na ziemię. Na zielonej trawie leżała kulka lodu.
To było niemożliwe, by sama ją stworzyła, a tym bardziej, by sama rzuciła ją sobie w plecy. Rozejrzała się na około, ale nikogo nie zauważyła. Z rezygnacją obrała kierunek prowadzący na polanę. Nic się nie stanie jeśli nie przyjdzie teraz do domu. Zawsze można zadzwonić lub wysłać smsa.
Niestety jej cierpliwość została znów wystawiona na próbę, gdy będąc na polanie i siedząc pod jabłonią, na głowię znów spadło jej coś ciężkiego. Wkurzona do granic możliwości, wstała i krzyknęła.
- Co do cholery !
Jej wściekłość zmieniła się w zdziwienie, gdy zobaczyła chłopaka, który siedział na jednym z gałęzi drzewa.
Miał na sobie niebieską bluzę i brązowe spodnie, a w dodatku nie miał butów. Jego włosy były białe, a zęby, które teraz były ułożone w sarkastycznym uśmiechu, lśniły jak płatki śniegu w słońcu.
- Kim jesteś ? -  W końcu wydukała.
- Jack. Jack Frost.

3 komentarze: