Ciemno. Było ciemno i zimno. Siedziała nad grobem ojca. Nie bała się tej ciemności jej otaczającej. Światło tylko jednej latarni ulicznej oświetlało kawałek ławki na której siedziała. Już nie płakała, bo nie miała już tylu łez. Sama nie rozumiała do końca swojej reakcji. Czy rzeczywiście miała czym się przejmować? A jednak było coś, co ją do tego zmusiło. Gdyby każdy tak się zachowywał, co by się z tym światem porobiło?
Nie zmieni to faktu, że czuła się w jakiś niewytłumaczalny sposób zraniona. Siedziała i patrzyła na czarną płytę z wyrytymi inicjałami. Tu się kończy wszystko. Wszystko, co mogło kiedykolwiek być złe. Ona jednak nie miała pojęcia, że niepotrzebnie tu siedzi.
Cień przysłonił jej punkt widzenia. Po chwili usłyszała ciche skrzypienie i ciężar ciała, który sprawił, że ławeczka lekko wjechała w ziemię. Odwróciła powoli głowę pełna obaw co do przybysza. Okazał się nim Jeremy.
Bez żadnych słów wtuliła się w jego ramię. Brat objął ją ramieniem i trochę ogrzał. Patrząc na nagrobek, była w stanie całkowitego rozbicia. Próbowała poukładać myśli i uczucia, ale co chwila przerywało jej to ciche wzdychanie Jera. W jednej gwałtownej chwili poczuła niepohamowaną chęć zemsty.
- To jest bez sensu. - Rzucił po dłuższej chwili ciszy.
- Co masz na myśli? - Zapytała. Pozbywając się płaczliwego tonu i ostatnich łez z policzka.
- Nie możesz przez niego płakać. To nie ma sensu.
- Nie płaczę przez niego. Sama nie wiem po co u przyszłam. - Odparła drżącym głosem.
- Nie ważne po co tu przyszłaś. Myślę, że powinniśmy wracać. Mama się o ciebie martwi.
Spojrzała na niego. Zapomniała. Jej mama. Co z tego, że on tam jest. Ma do czego wracać, bo ma rodzinę.
- Tak, chodźmy. - Wstała i skierowała się w drogę powrotną. Z Jeremym u boku czuła się o wiele lepiej. Wracając przechodzili obok pozostałości po udanym, lub jak w jej przypadku nie udanym halloween.
Pomarańczowe dynie z prawie wypalonymi już świeczkami lekko tliły się ostatkami sił, oświetlając wokół tylko najbliższy centymetr. Czasami zimny powiew smagnął jej twarz.
- Elsa! Gdzieś ty się do cholery jasnej podziewała!? - Tom wyszedł z domu, a za nim podreptała Jenna. Jej twarz wyrażała wszelkie emocje. Strach, zdenerwowanie, rozdrażnienie i troskę.
- Co ci strzeliło do głowy, by tak uciekać? - Wściekła Jenna niemal na nią nawrzeszczała.
Blondynka jednak nic nie powiedziała. Wyminęła ją i szybko wbiegła do domu, a potem po schodach, do jej przytulnego małego gniazdka. Szybko ściągnęła z siebie ciuchy, zmyła makijaż i weszła pod kołdrę. Ostatni raz sprawdziła telefon. Pięć nieodebranych wiadomości od Jacka. Ledwo opanowana odłożyła urządzenie na blat, zanim zetknęło się z chłodną ścianą. Ułożyła się na poduszkach, szybko zasypiając.
***
Zbiegała szybko po schodach. Trampki stykały się z dywanem, tłumiąc jakikolwiek odgłos. Wbiegła do kuchni, a następnie do salonu, gdzie wszyscy właśnie jedli śniadanie. Zobaczyła rudą i białowłosego siedzących od siebie z wielkim odstępem. Prychnęła sarkastycznie pod nosem, mając nadzieję, że to jakoś usprawiedliwi jej wczorajszą chwilę załamania.Porwała z szklanej miski jabłko i szybko skierowała się do drzwi nie zaszczycając nikogo wzrokiem. Jedna słuchawka wypadła jej z ucha, więc sięgnęła dłonią, by ją poprawić. Trzasnęła drzwiami i wybiegła na ulicę, bez śladu jakiegokolwiek życia. Cicho. Za cicho. Niekiedy było słychać tylko szum drzew targanych przez wiatr. Biegła w rytm muzyki " Candy ". Jej blond włosy związane w kitkę na samym czubku głowy, zmieniały co chwila swoje położenie. Raz na prawą stronę, raz na lewą. Przebiegała właśnie koło domu Matta. Nie zatrzymała się. Miała już dość chłopców.
Raz.
Dwa.
Raz.
Dwa.
Szybko, byleby nadrobić stracony wcześniej czas.
Raz.
Dwa.
Raz.
Dwa.
By zacząć oddychać ludźmi i tym co ją otacza.
Chwila wystarczyła, by zobaczyć, że coś jest nie tak. Niebo znacznie pociemniało. Zrobiło się o wiele, wiele zimnej. Czarne chmury przykryły słońce, które dawało jasne, poranne słońce. Chwila. Tylko tyle wystarczyło, by dostrzec przyczynę, od której zjeżyły się jej włoski na karku. Ciemna wielka chmura, rozmiarami przypominająca, jedną wielką plamę na niebie. Na niej mężczyzna. W ciemnej, czarnej szacie. Dziwnej i niezbyt normalnej. Jego szata, różniła się tym, że się dymiła. Strach sparaliżował ją od pasa w dół, a potem to samo stało się z górną częścią ciała. Wiatr prawie zerwał gumkę z jej włosów.
Wszystko to, trwało zaledwie chwilę. Błysk białego światła przyćmił jej umysł. Chwilę potem znajdowała się już w swoim pokoju, w tym samym ubraniu. Wydawało się, że jest to sen, ale była świadoma tego, że jest to rzeczywistość. Przed jej oczami stał Jack. Szybko oddychał. Parzył na nią z szczerym zdziwieniem i przerażeniem. Nie była w stanie teraz być na niego zła.
- Co to do cholery było?! - Krzyknęła, starając się złapać oddech.
- Mrok. - Odetchnął i spojrzał na okno przez które dopiero co wleciał. Otrzepał się i podszedł by je zamknąć.
Oszołomiona Elsa wciąż nie mogła utrzymać miarowego oddechu.
- Co? - Warknęła. Teraz kiedy była już bezpieczna, znów mogła grać niedostępną.
- Ej! - Krzyknął. - Właśnie do cholery jasnej uratowałem ci życie! Może zwykłe dziękuję by wystarczyło!
- Jasne! - Prychnęła. - Mam ci jeszcze dziękować? Gdyby nie ty, to nigdy by się nie zdarzyło!
- Ja tu nie mam nic do rzeczy. Nie moja wina, że jesteś niestety moją bratnią duszą!
- W dupie mam taką duszę! - Rozwścieczona starała się go zranić, ale złość sprawiała, że tylko potrafiła wydobyć z siebie wszelki żal jaki do niego żywiła.
- Co cię ugryzło!? Od wczoraj tak się zachowujesz!
- Sam powinieneś o tym dobrze wiedzieć! Myślisz, że po tym co zrobiłeś, mogę ci znów zaufać? - Jej ton zmienił się w nieco spokojniejszy, ale mimo to nadal zimny.
- Chodzi ci o tą imprezę tak? - Zrobił krok do przodu. - Mówiłem już, że nie wiedziałem, że to były wampiry ...
- Nie chodzi tu o to pacanie!
- Więc o co? - Wydawało się, że nie usłyszał obelgi, którą skierowała w jego stronę.
Popatrzyła hardo na niego, ale nie odezwała się ani słowem. Powinien wiedzieć, co takiego zrobił, że zranił ją po raz kolejny.
- O nic. - Warknęła i zaczęła kierować się do drzwi, zapominając o tym, by mu podziękować. - Ale następnym razem, jak już będziesz miał zamiar zaliczyć kolejną pannę, upewnij się, że masz dźwiękochłonne ściany. - Burknęła na sam koniec.
- Co!? - Poczuł się jakby został spoliczkowany przez samo zdziwienie. O czym ona mówi?
- Nie udawaj głupiego! - Krzyknęła odwracając się na pięcie.
- Nie rozumiem! A co ci chodzi? No powiedz!
- Nie daruję ci tego, że wykorzystałeś moją siostrę!
Kolejne zdziwienie przeszło przez jego twarz. Takiej Elsy jeszcze nie znał i kompletnie nie wiedział co powiedzieć. Fakt, całował się z rudą, ale ... no ale nic poza tym. Czy to o to jest tak zła? Jakie ma ku temu powody?
- Ale ... przecież to nic nie było ...
- Nic? Spanie z Anką, to według ciebie nic?! - Nie pozwoliła sobie na łzy. Uparcie trzymała je w sobie i nie pozwalała im wypłynąć.
Po chwili ciszy, Jack znów zabrał głos, ale to co powiedział, sprawiło, że jeszcze bardziej się rozzłościła, będąc pewną, że kłamie.
- Ale Śnieżynko ... ja z nią nie spałem! - Patrzył na nią. Oczy miał lekko zaszklone, smutne i pełne rozczarowania. Pełne były ... szczerości.
- Sama to wszystko słyszałam!
- Elsa ja wiem, że pewnie tak ci się wydawało ... i może pewnie miałaś powody by tak sądzić, ale nic się nie stało. Anka była trochę ... no ... pijana. Całowaliśmy się, bo sam trochę tam też popiłem, ale gdy zaczęła ... - Wzdrygnął się, jakby sama myśl o tym, była czymś, o czym bardzo chciałby zapomnieć. - ... no odepchnąłem ją, w sensie, że nie chciałem.
- I tak nie potrafię ci uwierzyć.
- Wiem. Ty mi nigdy nie wierzysz, choć wcześniej mówiłaś mi że mi ufasz.
Popatrzyła na niego i cofnęła się do drzwi.
- Wiem, że jesteś i tak dupkiem. Muszę to wszystko sobie przemyśleć.
- To już się zaczęło.
- Co się zaczęło?
- Zaczęłaś wojnę. Wojnę między nami. Ale to do ciebie należy wybór. Ty zdecydujesz, które z uczuć ma wygrać. - Wyminął ją prędko i zbiegł po schodach.
- Co to do cholery było?! - Krzyknęła, starając się złapać oddech.
- Mrok. - Odetchnął i spojrzał na okno przez które dopiero co wleciał. Otrzepał się i podszedł by je zamknąć.
Oszołomiona Elsa wciąż nie mogła utrzymać miarowego oddechu.
- Co? - Warknęła. Teraz kiedy była już bezpieczna, znów mogła grać niedostępną.
- Ej! - Krzyknął. - Właśnie do cholery jasnej uratowałem ci życie! Może zwykłe dziękuję by wystarczyło!
- Jasne! - Prychnęła. - Mam ci jeszcze dziękować? Gdyby nie ty, to nigdy by się nie zdarzyło!
- Ja tu nie mam nic do rzeczy. Nie moja wina, że jesteś niestety moją bratnią duszą!
- W dupie mam taką duszę! - Rozwścieczona starała się go zranić, ale złość sprawiała, że tylko potrafiła wydobyć z siebie wszelki żal jaki do niego żywiła.
- Co cię ugryzło!? Od wczoraj tak się zachowujesz!
- Sam powinieneś o tym dobrze wiedzieć! Myślisz, że po tym co zrobiłeś, mogę ci znów zaufać? - Jej ton zmienił się w nieco spokojniejszy, ale mimo to nadal zimny.
- Chodzi ci o tą imprezę tak? - Zrobił krok do przodu. - Mówiłem już, że nie wiedziałem, że to były wampiry ...
- Nie chodzi tu o to pacanie!
- Więc o co? - Wydawało się, że nie usłyszał obelgi, którą skierowała w jego stronę.
Popatrzyła hardo na niego, ale nie odezwała się ani słowem. Powinien wiedzieć, co takiego zrobił, że zranił ją po raz kolejny.
- O nic. - Warknęła i zaczęła kierować się do drzwi, zapominając o tym, by mu podziękować. - Ale następnym razem, jak już będziesz miał zamiar zaliczyć kolejną pannę, upewnij się, że masz dźwiękochłonne ściany. - Burknęła na sam koniec.
- Co!? - Poczuł się jakby został spoliczkowany przez samo zdziwienie. O czym ona mówi?
- Nie udawaj głupiego! - Krzyknęła odwracając się na pięcie.
- Nie rozumiem! A co ci chodzi? No powiedz!
- Nie daruję ci tego, że wykorzystałeś moją siostrę!
Kolejne zdziwienie przeszło przez jego twarz. Takiej Elsy jeszcze nie znał i kompletnie nie wiedział co powiedzieć. Fakt, całował się z rudą, ale ... no ale nic poza tym. Czy to o to jest tak zła? Jakie ma ku temu powody?
- Ale ... przecież to nic nie było ...
- Nic? Spanie z Anką, to według ciebie nic?! - Nie pozwoliła sobie na łzy. Uparcie trzymała je w sobie i nie pozwalała im wypłynąć.
Po chwili ciszy, Jack znów zabrał głos, ale to co powiedział, sprawiło, że jeszcze bardziej się rozzłościła, będąc pewną, że kłamie.
- Ale Śnieżynko ... ja z nią nie spałem! - Patrzył na nią. Oczy miał lekko zaszklone, smutne i pełne rozczarowania. Pełne były ... szczerości.
- Sama to wszystko słyszałam!
- Elsa ja wiem, że pewnie tak ci się wydawało ... i może pewnie miałaś powody by tak sądzić, ale nic się nie stało. Anka była trochę ... no ... pijana. Całowaliśmy się, bo sam trochę tam też popiłem, ale gdy zaczęła ... - Wzdrygnął się, jakby sama myśl o tym, była czymś, o czym bardzo chciałby zapomnieć. - ... no odepchnąłem ją, w sensie, że nie chciałem.
- I tak nie potrafię ci uwierzyć.
- Wiem. Ty mi nigdy nie wierzysz, choć wcześniej mówiłaś mi że mi ufasz.
Popatrzyła na niego i cofnęła się do drzwi.
- Wiem, że jesteś i tak dupkiem. Muszę to wszystko sobie przemyśleć.
- To już się zaczęło.
- Co się zaczęło?
- Zaczęłaś wojnę. Wojnę między nami. Ale to do ciebie należy wybór. Ty zdecydujesz, które z uczuć ma wygrać. - Wyminął ją prędko i zbiegł po schodach.