this love is stronger than death ♥

this love is stronger than death ♥
Infinity love

poniedziałek, 22 czerwca 2015

6. - Festyn

Nie za długi rozdział. Wiem. To ma być taka rekompensata ponieważ moje dwa wcześniejsze blogi muszę niestety zawiesić do sierpnia. Są wakacje i będę mieć dużo czasu by napisać kolejne rozdziały, a potem je systematycznie wstawiać. Mam nadzieję, że nikt mnie źle nie zrozumie ZAWIESZAM moje 2 wcześniejsze blogi, a nie usuwam. Na tym blogu rozdziały będą dodawane normalnie. Możecie się spodziewać nowych dłuższych rozdziałów  początkiem sierpnia.
http://jelsaadresmojegonowegobloga.blogspot.com
http://jackielsaloveisneverending.blogspot.com
Cierpliwości i miłych wakacji życzę. ;*

We truly love only once



- Elsa ! Wstawaj ! Słyszysz co do ciebie mówię ?!
- Ciszej ! - Elsa jeszcze mocniej przyciągnęła do siebie poduszkę.
Jej mama stała nad jej łóżkiem i wręcz wrzeszczała na blondynkę. Doskonale pamiętała jej wczorajszy wybryk, który na pewno nie ujdzie jej na sucho.
- Proszę ? Chyba sobie w tym momencie ze mnie kpisz ! Wstawaj, ale już !
- Błaaagam ciszej mamo ! Głowa mi pęka.
- Plusy twojego wczorajszego picia. Jesteś na kacu. To twoja wina. Wiesz która godzina ? Rozumiem, że masz wakacje, ale myślę, że wczoraj przesadziłaś !
Elsa wyciągnęła głowę spod poduszki i usiadła podciągając się na rękach. Jej blond włosy były w cudownym nieładzie, każdy z nich sterczał w innym kierunku, a pod oczami miała niedomyty, rozmazany makijaż.  Czarne kreski kredki do oczu uwydatniały jej zmęczenie i mękę przez jaką w tej chwili przechodzi.
- Nie urodziłam się potworem. - Jęknęła Jenna, parząc w żałosną minę córki. - Co się dzieje ?
- Czy jest ze mną coś nie tak ? - Elsa jęknęła.Jej niebieskie oczy głęboko wpatrywały się w twarz rodzicielki.
- Wszystko z tobą w porządku. Nie rozumiem.
- Jestem głupia. Naiwna i głupia. Nie potrafię znaleźć nawet normalnego chłopaka ! Same dupki ! - Elsa wrzeszczała. Najzwyczajniej wrzeszczała. Następnie w jej błękitno - lazurowych oczach pojawiły się łzy, które nie wypływały na zewnątrz, powodując ich zaczerwienienie.
- Kochanie, jesteś najpiękniejszą dziewczyną jaka chodziła po tej ziemi. Jeszcze złamiesz milion serc. Zobaczysz.
Elsa uśmiechnęła się lekko ale mimo wszystko żałośnie.
- Odpuszczę ci tą karę, ale to ostatni raz. - Jenna wstała i skierowała się w stronę drzwi. - Ale wstań już. Za niedługo zapuścisz tu korzenie. - I wyszła.
Niecałe 10 minut później zadzwonił do niej jej wczorajszy wybawiciel. Przypomniał jej o festynie i się wyłączył. Blondynka nie była w stanie nawet zastanowić się skąd on ma jej numer i skąd wie o festynie.
Elsa przeczesała dłonią włosy. Wstała i wyszła z pokoju, kierując się do łazienki. Dopiero gdy doszła do lustra zrozumiała, jak musiała wyglądać. A wyglądała okropnie.
" I co się dziwisz "  - odezwał się głos w jej głowie. " Wyglądasz koszmarnie, w ogóle o siebie nie dbasz "
Nie ma to jak sumienie. Mruknęła z sarkazmem. Im dłużej patrzyła w lustro, tym bardziej miała ochotę je stłuc na drobne kawałki. Spojrzała na wannę. Ochota na gorącą kąpiel naszła ją nagle, ale z wielką siłą, a ona nie miała siły się sprzeciwiać. Puściła gorącą wodę. Zanurzyła się po głowę w wodzie. Ciepło idealnie zmyło z niej smutek i rozpacz. Owinęła się jedwabnym białym ręcznikiem. Lustro było całkowicie pokryte grubą warstwą pary. Uniosła palec i jak w transie namalowała serduszko. Wpatrywała się w nie przez dłuższą chwilę, gdy nagle z rozmyśleń wyrwał ją krzyk. Głos jej matki roznosił się po całym mieszkaniu. potęgując hałas w łazience, w której ona się znajdowała. Krzyk był głośny do tego stopnia, że blondynka musiała zakryć sobie uszy dłońmi, puszczając przy okazji ręcznik. Zerwała się jak oparzona, bo drzwi do łazienki nie były zamknięte na zamek. Elsa nie miała w zwyczaju się zamykać, od pamiętnej chwili kiedy zamknęła się w piwnicy i zanim ją stamtąd wyciągnęli, ona zdarzyła zamoczyć wszystko co się znajdowało blisko niej. Miała wówczas 5 lat i nigdy nie lubiła o tym mówić, wspomnienia też nie były mile widziane.
Podniosła z ziemi materiał i zdążyła się nim tylko zakryć, gdy drzwi do pomieszczenia otworzyły się, a w nich stanął Jack.
Purpura zalała całą jej twarz. Ta purpura nie oznaczała zawstydzenia, tylko wściekłość. Białowłosy natychmiast zrozumiał, że powinien się wcześniej uzbroić.


- Co ty sobie myślisz !? - Kolejny krzyk wydobywający się z gardła Elsy potoczył się echem po mieszkaniu. Obydwoje siedzieli w pokoju. Nadnaturalnie czystym pokoju. Jack leżał na jej łóżku, a ona sama chodziła po pokoju wte i wewte. Gniew jakim tryskała zabiłby każdego kto odważyłby się otworzyć drzwi.  Jack widząc złość przyjaciółki chciał się dyskretnie wymknąć, gdy ona nie patrzyła. Już sięgał do klamki, gdy usłyszał jej warknięcie.
- Nawet się nie waż !
 Matko, ona ma oczy dookoła głowy. Jack jęknął w myślach.
- Ale o co ci chodzi ? - Jack postarał się o minę niewiniątka, ale jego głos niebezpiecznie drżał. - Nic nie widziałem ! - Dodał po chwili.
Niestety według blondynki wahał się za długo.
- Nikt nie nauczył cię pukać ?
- Nauczyli mnie. - Odparł.
- No więc dlaczego  do cholery nie potrafisz się do tego stosować ?
- Nie odpowiadałaś kiedy cię wołałem ! Myślałem, że coś ci się stało.
- A nie pomyślałeś, że mogłam nie słyszeć kretynie kiedy się myłam ? - Po chwili dodała. - A tak zmieniając temat to co ty tu w ogóle robisz ?
- No właśnie o tym chciałem pogadać. - Spuścił głowę i podszedł do okna. Z jego gardła wydobyło się ciche westchnięcie. Po chwili z powrotem ją podniósł i odwrócił się do niej. Twarz miał zastygłą w wyrazie psychopaty połączonego z klaunem. Powoli poważnie zaczęła wątpić w jego zdrowie psychiczne.
- Będę tu mieszkać. - Oznajmił po chwili milczenia. Zrobił to spokojnie z lekkim wzruszeniem ramion.
- C...Co ? - Odparła tak, jakby nagle jej oznajmił, że jest baletnicą i uwielbia różowy kolor.
- To co słyszałaś. Wczoraj ostro nabroiłaś.
- I co z tego ? To przecież nie powód by pchać się z butami do czyjegoś mieszkania !
- Tak, ale pragnę ci przypomnieć, że jestem twoją bratnią duszą. Jestem za ciebie odpowiedzialny.
- P... Proszę ?
- W sumie powinienem ci podziękować. Twój dom jest niczego sobie !
W odpowiedzi usłyszał fuknięcie i drzwi które otwierała.
- A po za tym powinienem cię chronić ! - Krzyknął tak by mogła bo usłyszeć z korytarza.
- Chronić przed czym ?
- Przed chłopcami, którzy chcieliby zrobić z tobą to, co ja bym chciał. - Dodał już ciszej i modlił się w duchu by tego nie słyszała. - W każdym razie. - Dodał wychodząc za nią na korytarz i wchodząc do łazienki, gdzie Elsa przygotowywała się do wyjścia. - Eee co ty robisz ?
- Wychodzę. - Odparła.
- No dobrze, ale gdzie ?
- Na dwór z Anną Jeremym i Tomem. Dzisiaj jest festyn wakacyjny. Puszczamy lampiony. Pomagamy w organizacji.
- Jesteście w radzie miasta ?
- Nie, ale moja mama po części jest.
- Mogę ci pomóc ?
- Ehh jeśli chcesz.
- Ok, a daleko to jest ?
- Do centrum miasta, na obozie, tuż obok szkoły. - Widząc, że on nic z tego nie kuma odparła. - Nie, nie daleko. - Przez myśl przeszło jej dlaczego nie zapytał się : kto to jest Tom ?




Zajechał pod jej dom dokładnie o pierwszej. Do wieczornego festynu zostało jeszcze dużo czasu, ale martwił się o nią. Wczoraj, gdy ją przyniósł do domu nie była w stanie w ogóle cokolwiek skontaktować.
Zastanawiał się czy już jej przeszło.  Ściągnął kask i położył go na siodełku. Zgasił silnik i zaparkował motor tuż przy płocie. Na tylnym siedzeniu leżało wielkie pudło pełne drobiazgów przymocowane pasami. Pokonał parę stopni w mgnieniu oka i zanim zapukał, drzwi otworzyła mu Anna, której rude włosy spadały kaskadą po nagich ramionach.
- Ty pewnie jesteś Tom ?
- Taak. - Odparł niepewnie. - A ty jesteś ?
- Anna. Siostra Elsy. Ją już pewnie znasz.
- Tak znam ją. Często tak pije ?
- Nie, to było pierwszy raz. Zazwyczaj chodziła na imprezy, ale nigdy się jeszcze nie upiła tak na serio.
- Dzisiaj jak do niej dzwoniłem odebrała na wpół przytomna.
- Nie wiem. Nie widziałam się jeszcze dzisiaj z nią. - Popatrzyła na niego, po chwili dodała. - Może wejdziesz ?
- Chętnie.
Przekroczył próg domu. Z kuchni wyszła Jenna. Miała na sobie fartuch i wycierała dłonie w ścierkę. Ciemne blond włosy wystawały spod gumki.
- Tom ! Jak miło cię ZNÓW widzieć. - Obydwoje usłyszeli jej nacisk na ZNÓW. Obydwoje też zrozumieli co miała na myśli. Mrugnęła do niego i najzwyczajniej na świecie wracając do kuchni zapytała - Chcesz coś do picia ?
- Nie dziękuję. Wpadłem tylko na chwilę po Elsę.
- A ono tak. Zapomniałabym. Festyn.
- Taak. - Zmieszał się lekko, chodź nie było do tego powodów.
Usłyszał kroki na schodach, a po chwili ujrzał blondynkę schodzącą po schodach. Mina mu jednak zrzędła gdy ujrzał osobę która szła za nią. Znał tego chłopaka jak własną kieszeń. Tyle lat minęło odkąd ostatnio go widział, ale wszędzie by go rozpoznał.
- Hej - usłyszał obok ucha ale wciąż nie reagował. Ocknął się dopiero wtedy, gdy ujrzał dłoń machającą mu przed nosem.
- C...Co ?
- Mówiłam "hej" .
- Aa tak cześć.
- To jak jedziemy ?
- Przepraszam, ale nie miałem pojęcia jak inaczej zabrać te rzeczy na festyn. Chyba pójdziemy pieszo.
- Wolałabym nie. Jest tego sporo, a zanim wszystko byśmy przenieśli już dawno by nas noc zastała.
- Może pożycz samochód ?
- Ok, ale kto prowadzi ?
- Ja ! - Jack i Tom jednocześnie krzyknęli. A rozrywki miały się dopiero zacząć.



Około godziny 4 Elsa miała już dość. Ani jeden ani drugi nie odstępował jej na krok. Każdy karton który niosła, oni jej odbierali jakby ważył z tonę. Dopiero później Jack odłączył się od nich i zajął się stolikami i jedzeniem.
- Tom ? Tom !  Potrzymaj mi drabinę ! - Elsa krzyczała do Toma, który stał dosyć daleko od niej, ale po 10 wołaniu jego imienia w końcu usłyszał. Podszedł lekko niezdecydowanym krokiem.
- Że co proszę ?
- Potrzymaj mi drabinę ! Nie chcę złamać sobie karku.
- Może jednak ja to zrobię ? - Nutka nadziei zagościła w jego głosie.
- Nie !!! - Elsa stanowczo zaprzeczyła. Miała już dość tego, że wiecznie ją ograniczają. - Po prostu potrzymaj drabinę.
Trzymał. Trzymał ją mocno. 10 minut, potem 20, ale wcale się nie nudził. Wciąż obserwował jeden punkt, który najwyraźniej  bardzo go interesował.
Jack do tej pory nie zwracał na to uwagi, ale dostał prawdziwego szału gdy zobaczył co robi, na kogo patrzy, a przede wszystkim na co patrzy. Poczekał aż Elsa zejdzie z drabiny, dopiero potem podszedł do Toma. Znał go już wcześniej. Znał go bardzo dobrze. Tyle ze sobą przeżyli. Teraz nie uśmiechało mu się wspólne spędzanie czasu.
- Hej Tom !
- Do mnie mówisz ? - Tom odparł i odwrócił się do niego twarzą.
- Widzisz tu jakiegoś innego Toma ?
- Mniejsza. Czego chcesz ?
- Nie przesadzasz ?
- O co ci chodzi ?
- Wiesz o co mi chodzi. Ona nie jest eksponatem w muzeum, żebyś mógł ją tak wiercić wzrokiem. Powstrzymaj się, albo uwierz mi, że nie ręczę za siebie.
Usłyszał tylko fuknięcie Toma tuż przed tym gdy dostał w twarz.


- O co wam poszło ? - Elsa trzymała chusteczkę tuż przy skroni Jacka. Krew wciąż się lała. Było już ciemno, do rozpoczęcia festynu zostało parę minut.
- Po prostu jest gnojkiem.
- Jack ... - Zaczęła, ale widząc jego wzrok zrozumiała, że on nie ma ochoty na rozmowę na ten temat.
Podała mu chusteczkę, a sama usiadła wygodniej na schodku tuż przed wejściem na pole główne szkoły.
- Coś cię gnębi ? - Zapytała, gdy wyraz jego twarzy lekko złagodniał.
- Nie. To znaczy tak. Ehh... - Westchnął.
- Co się dzieje ?
- Chciałbym ... Chciałbym z nią zerwać.
- Z Jessicką ?
- Tak.
- Dlaczego ?
- Nie czuję już do niej tego, co czułem wcześniej. Właściwie jeśli mam być szczery, to w cale nie jestem pewien czy kiedykolwiek darzyłem ją innym uczuciem niż pożądaniem.
Ona tylko westchnęła.
- Nie jesteś zaskoczona ?
- Nie.
- Nie ?
- No nie. Zawsze tak jest Jack.
- Jak ?
- Prawdziwie kocha się tylko raz. - Spojrzała mu w oczy po czym dodała. - Reszta to tylko głupie zauroczenia.
- Znasz to ?
- Żebyś wiedział jak dobrze. Ale nigdy jeszcze nie kochałam prawdziwie.
- A rodzina ?
- Rodzina ? To inny rodzaj miłości. Akurat tu nigdy nie masz zwątpień.
- Masz rację.
Usłyszeli bicie dzwonu na wieży zegarowej po drugiej stronie ratusza. Elsa wstała i podała mu rękę.
- Czas na lampiony. - Uśmiechnęła się do niego.
Przyjął jej gest z wdzięcznością. Splótł jej palce ze swoimi i mocno zacisnął.  Podeszli do stolika wciąż trzymając się za ręce i wzięli po jednym lampionie.
- Masz zapałki ?
- Chyba mam. - Jack pogrzebał w kieszeni spodni i wyjął z niej całą paczkę zapałek. Puścił jej rękę i zapalił oba lampiony, po czym znów splótł ich palce w uścisku.
- Wiesz, że gdy wypuścisz lampion i wypowiesz życzenie, może ci się spełni ?
- Nie wiedziałem.
Stanęli z tyłu i jako ostatni wypuścili lampion.

Parę godzin później Jack zamiast lampionu trzymał w ręce piwo i świetnie się bawił. Podszedł do Elsy która patrzyła w gwiazdy. Gdy go zauważyła od razu do niego zagadała.
- Wszystkiego najlepszego Jack. Oby ci się życzenie spełniło.
- Już się spełniło. - Uśmiechnął się do niej, po czym złożył na jej ustach delikatny pocałunek.
Popatrzył w jej zdziwione oczy. Zrozumiał, że mówiła prawdę. Naprawdę mu się ono spełniło.
Jakie miał życzenie ? Chciał prawdziwie pokochać. Teraz zauważył jak piękna była Elsa.











czwartek, 4 czerwca 2015

5. - Kwatera.

Nowy rozdział. Przepraszam, za nieobecność, ale muszę poprawiać oceny. Następne rozdziały na każdym z blogów pojawią się dopiero na wakacjach. Mam nadzieję, że się spodoba rozdział.

~ Sometimes it's better to be alone.
Nobody can hurt you. 



Zeszła po schodach na dół wciąż z bolącą głową. Poczuła intensywny zapach parzonej kawy i słodkiej woni bułeczek, jeszcze ciepłych, przyniesionych prosto z piekarni. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo jest głodna. Przyspieszyła kroku i w ciągu minuty znalazła się w pomieszczeniu. Zdziwiła się. Bardzo. Anka i Jeremy siedzieli normalnie przy stole i zajadali się bułeczkami, ale przy kuchence nie stała jej mama tylko Jack. Mieszał w garnku mleko, a gdy zaczęło wrzeć, wyłączył gaz i wlał po kolei biały napój do trzech kubków.
- Gdzie mama ? - Spytała lekko zbita z tropu.
- Wyszła. Pomyślałem, że będziecie głodni, więc coś wam przygotowałem. - Jack nie spuszczając wzroku z kubków, odpowiedział jej zobojętniałym tonem.
- A wiesz gdzie wyszła ?
- Nie mam pojęcia, chyba się spieszyła, ale nie wiem gdzie. - Kolejna odpowiedź pełna obojętności.
Usiadła przy stole obok Jeremiego i wzięła bułkę, po czym zatopiła w niej zęby. Słodycz wypełniła ją od środka. Wczorajszy upadek chyba pomieszał jej parę rzeczy i przyspieszył proces głodu. Spojrzała na Jacka kątem oka. Zachowywał się jak ojciec. Jak ktoś kto jest wkurzony, obojętny i zdecydowany za razem. Zobaczyła jak bierze kubek i kładzie go przed nią wciąż z twardą miną. Pochyliła się nad parującym napojem.
- Kawa ? Skąd wiedziałeś, że piję kawę ? - Spytała.
- Chyba miał dobrą intuicję. - Odparł Jeremy zanim Jack zdążył odpowiedzieć. Spojrzała na obu chłopców.
Piorunowali się wzrokiem i gdyby on mógł zabijać to zamiast spokojnego poranka wybuchła by krwawa wojna, która z pewnością pochłonęłaby wiele ofiar. Nigdy nie widziała jeszcze takiej złości, ani u jednego, ani u drugiego. Następnie przeniosła wzrok na siostrę. Rude włosy miała spięte w kok, z którego wychodziło parę włosów. Jej niebieskie oczy były zimne, jakby martwe, a jej twarz nie wyrażała niczego. Z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk i  gdyby nie to, że właśnie popijała bułkę mlekiem, Elsa uznałaby ją za martwą istotę. Przez następne kilka minut zajadała się bułeczkami, ale w końcu miała dosyć tej przenikliwej ciszy.
Odsunęła się od stołu i ze złością tupiąc wbiegła do swojego pokoju. Wzięła krótki prysznic i ubrała krótkie spodenki i top.



Rozejrzała się po pokoju i przeczesała jeszcze raz włosy, po czym zeszła na dół.
- Gotowa ? - Spytał Jack.
- Na co ?
- Mieliśmy odwiedzić kwaterę. - Odparł i jeszcze raz uważnie się jej przyjrzał. Wyglądała pięknie. A nawet nie pięknie, ale bosko.
- Myślałam, że mieliśmy tam iść za 2 dni.
- Tak, ale uznałem, że lepiej będzie jeśli będziesz już wiedziała na czym stoisz.
- No dobrze.- Odparła. - Jak się tam dostaniemy ?
- Polecimy.
- Wybacz, ale czy ja wyglądam na ptaka ? Nie mam skrzydeł.
- A kto powiedział, że akurat potrzebujesz skrzydeł ? Wiatr nas tam weźmie.
Elsa zrezygnowała z dalszego zadawania pytań. Po prostu nie było sensu.
Tak jak Jack wcześniej jej powiedział, polecieli. Wiatr smagał jej twarz, a włosy pchały się jej do buzi, gdy kurczowo trzymała się Jacka, mocno go ściskając w przypływie nagłego strachu.
- Spokojnie. - Odparł. - Dusisz mnie.
- Przepraszam. - W odpowiedzi ścisnęła go jeszcze mocniej. - Nie jestem przyzwyczajona do ekstremalnych podróży. - Parsknęła z sarkazmem.
- Już niedaleko.
Chwilę później stali przed dużymi wrotami. Jack pchnął je, a odgłos otwieranych  wielkich drzwi spłoszyłby chyba najdzielniejszego. W środku było chłodno, a Elsa ubrała się dosyć skąpo. Byli na biegunie, ale o dziwo nie było na nim śniegu. Jack wytłumaczył jej, że ten teren jest otoczony zaklęciem. Dreszcz przebiegł jej po plecach, gdy idąc korytarzem za Jackiem patrzyła na duże obrazy różnych strażników. Na jednym z nich był Jack. Miał na sobie jak zwykle niebieską bluzę i brązowe spodnie. Na kolejnym była Ząbek. Spojrzała akurat na przed siebie i właśnie chyba w samą porę bo jeszcze chwila i uderzyłaby twarzą w plecy idącego przed nią białowłosego. Wyjrzała przez jego ramię. Stał przed drzwiami, w pięknymi złotymi wzorami. Otworzył je i wszedł do środka. Jej oczom ukazał się piękny duży salon z wielkim obsadzanym diamentami żyrandolem. Pod jedną ze ścian stała wielka czerwona sofa, a zaraz obok równie wielki kominek, w którym płonął ogień. Ciepło ogarnęło ją tak nagle. Reszta była równie piękna, że opisanie tego zajęłoby wieki.  Jack wskazał ruchem ręki i zaprosił ją do środka. Na sofie siedziała zgrabna szatynka. Miała długie włosy, była szczupła i miała brązowe przenikliwe oczy. Jej twarz rozjaśniła się w uśmiechu, gdy ich zobaczyła. Podeszła do Frosta i wtuliła się w niego.
- Gdzie byłeś ? - Spytała. Głos miała  łagodny i słodki. - Wczoraj tak nagle wyleciałeś.
- Przepraszam, później może ci to wyjaśnię.
Odsunęła się od niego i pocałowała go mocno. Odwzajemnił pocałunek, ale odsunął ją od siebie.
- To jest Elsa. - Przedstawił blondynkę.
- A to ty. Miło mi cię poznać. Jestem Jessica. - Wyciągnęła rękę w jej stronę. Elsa uścisnęła ją, ale nie wiedziała czy to co poczuła było miłym uczuciem, czy niezbyt przyjemnym.
- Wiem. Jack opowiadał mi o tobie.
Spojrzała na niego.
- Mam nadzieję, że usłyszałaś same miłe rzeczy.
- Wątpisz w to ? - Spytał patrząc na nią ze swoim figlarnym uśmieszkiem.
- Wiesz, ty to zawsze coś przeinaczysz. Uwierz znam cię.
- Wiem o tym. - Znów ją  pocałował.
- Dobra, zawiadomię innych o przybyciu Elsy.
Zniknęła za drzwiami, a po chwili wróciła z resztą strażników.
Okazało się, że Jack miał niewyparzony język. W pewnych chwilach zastanawiała się nawet, czy przypadkiem oni nie wiedzą o niej więcej niż ona sama.
Dosyć dziwnie było słuchać jak inni mówią o tobie. Poczuła dużą więź do Zębuszki i musiała przyznać, że bardzo polubiła Jessickę. Była na prawdę miła. Widziała miłość w oczach tej dwójki za każdym  razem, gdy na siebie patrzyli. Zasługiwała na niego. Naprawdę na niego zasługiwała. Widać było jak bardzo go kocha i jak bardzo on kocha ją. W tej samej chwili poczuła smutek. Wielki żal. Chciała żeby ktoś kochał ją tak jak Jack kocha Jessickę. Gdy wracali nie odezwała się słowem. Było już ciemno, ale ona bynajmniej nie zamierzała iść spać. Wróciła do pokoju. Spojrzała na lustro. Nie wyglądała za dobrze, ale miała już plan. Ubrała ciemne rurki, czarną bluzkę i kurtkę, czarne buty na obcasie i rękawiczki bez palców.
 

Zakręciła swoje blond włosy w delikatne loki i wyszła z domu. Przemierzała ulice tłocznego Burgess, które budziło się do życia dopiero nocą.  Na niebie błyszczało mnóstwo gwiazd. Dotarła do klubu w którym zazwyczaj bawiła się z przyjaciółmi.  Po pół godzinie nie pamiętała już połowy rzeczy. Pierwszy raz się upiła. Upiła tak na serio. Skierowała się do wyjścia. Niestety w tej chwili wolałaby nigdy nie spotkać tego kogo spotkała przed wejściem do klubu. Stał tam Matt. Blond włosy opadały mu na oczy, a niebieskie oczy wpatrywały się w nią z fascynacją. Wyglądała pięknie.
- Co tu robisz ? - Usłyszała.
- Mogłabym zapytać ciebie o to samo. - Odparła z śmiechem, chodź sytuacja nie była bynajmniej śmieszna.
- Ty jesteś pijana ? - Spytał ze zdziwieniem.
- Nie spodziewałeś się tego prawda ? - Odparła z tonem zimnej wręcz lodowatej ( cenzura :P )
- Może jednak odprowadzę cię do domu ? Zapytał, gdy ta zatoczyła się i w samą porę przytrzymała się bramki, chroniąc się przed upadkiem.
- Może jednak ja to zrobię ? - Za jej placami rozległ się pewny siebie ton głosu, który słyszała chyba po raz pierwszy.  Odwróciła się, a jej oczom ukazał się blondyn. Był wysoki, dobrze ubrany, zielone oczy wpatrywały się w nią z politowaniem. Nie znała go, ale wydawał się być miły.
- Musisz się zawsze przytoczyć wtedy, kiedy cię nie potrzeba ? - Matt wyglądał na złego.
- Spokojnie. Twoja dziewczyna jest bezpieczna.
Wziął Elsę na ręce i skierował się w stronę domu.
- Nie przedstawiłem się. - Odparł. - Jestem Tom.
- A ja ...
- Wiem jak masz na imię Elso. - Mrugnął do niej. - Obserwowałem cię od kilku dni, ale nie musisz się obawiać, nie jestem seryjnym mordercą.
- Wierzę ci.
- Co ci się stało ? Czemu się doprowadziłaś do takiego stanu ?
- Wiesz co to jest miłość ?
- Tak mi się wydaje.
- Miłość. Miłość. Miłość. Dla czego to jest dobre ? Absolutnie do niczego. - Odparła.
Nie zdążył jej odpowiedzieć. Dotarli pod drzwi domu blondynki. Zadzwonił.
- Matko boska ! - Drzwi otworzyła Jenna.
- Nie proszę pani, to tylko ja. - Odparł Tom.
- Dzięki bogu, że to ty Tom.
- o wy się znacie ? - Elsa zadała pytanie.
- Ty się już nie odzywaj, porozmawiamy jutro.
- Wręcz nie mogę się doczekać. - Mruknęła cicho.
Tom wszedł do domu i z małą pomocą Elsy odnalazł jej pokój. Otworzył drzwi i położył ją do łóżka przykrywając kołdrą.
- Dzięki Tommy. - Mruknęła cicho.
Chłopak zszedł po schodach.
- Dzięki Tom. Dobrze, że ją przyprowadziłeś.
- Nie ma sprawy, a i jeszcze jedno. Niech pani nie będzie dla niej surowa. Wydaje mi się, że chyba ma złamane serce.
- To jej nie usprawiedliwia, ale dobrze. Postaram się nie wybuchnąć.
Kiedy Tom zamknął drzwi, Jenna weszła na górę do pokoju blondynki.
- Ehhh co ci się stało ? - Zapytała się śpiącej już córki. Nie usłyszała odpowiedzi. - Lepiej szybko wytrzeźwiej, zanim twoja kara osiągnie rozmiary biblijne.