~ Co dzień myślę o tobie, nic dziwnego w tym nie ma
płacę dość słoną cenę za wszystkie wspomnienia
trudno ich nie doceniać, teraz daję ci słowo
wciąż pamiętam chwile, gdy ty byłeś obok.
Światła zaświeciły się na górze. Elsa leżała na podłodze. Czuła, że nie będzie w stanie długo utrzymać się w świadomości. Straciła przytomność. Podczas, gdy ona była na skraju świadomości pomieszanej ze snem, Jeremy, Anna i Jenna starali się ocucić blondynkę i sprowadzić ją na ziemię. Na płytkach było mnóstwo krwi, a włosy blondynki były koloru buraka. Mimo iż upadek był poważny, stan Elsy nie wymagał pogotowia, więc wstrzymali się z karetką. Jeremy wziął siostrę na ręce i zaniósł ją do jej pokoju, ale zanim ją położył, opatrzył w miarę swoich możliwości ranę dziewczyny. Przykrył ją kołdrą i przejechał dłonią po jej policzku, a po chwili westchnął użalając się nad jej stanem. Spojrzał na nią. Elsa była dla niego bardzo bliska. Była pierwszą kobietą, którą tak mocno pokochał. Zazdrościł sam sobie, że ma tak piękną, troskliwą, delikatną siostrę. Zrobiłby dla niej wszystko, rzuciłby się nawet w ogień. Kochał blondynkę trochę mocniej niż drugą rudą siostrę. Anka denerwowała go na okrągło, ale jakoś nie miał wyrzutów sumienia z niesprawiedliwości. Wstał z klęczek i jeszcze raz popatrzył na ledwo żyjącą siostrę. Uśmiechnął się pod nosem, mimo iż sytuacja nie była zabawna. Wyszedł z pokoju i zamknął drzwi, gdy wpadł na kogoś. Przeniósł wzrok na osobę, którą mało nie podeptał. Białe włosy porozrzucane w nieładzie, bluza niechlujnie założona i nierówny oddech. Jack. Co on tu robił ?
Ciemny pokój oświetlała tylko jedna świeczka. Jack właśnie był zajęty głaskaniem po głowie Jessicki, która delikatnie jeździła palcami bo jego torsie i wyrzeźbionym brzuchu. Z każdym dotknięciem jej delikatnych dłoni, na jego rozgrzanym ciele, czuł dreszcze, ale teraz poczuł nie dreszcz, ale skurcz. Mocne i ostre szarpnięcie rozeszło się po całym jego brzuchu. Zwinął się w kulkę zrzucając z siebie Jessickę, która upadła na podłogę. Jack jak na zwolnionym filmie zobaczył kogoś spadającego ze schodów i szept układający się w jego imię. Mimo bolącego brzucha, ubrał się jak najszybciej i wyleciał z kwatery w stronę Burgess. Po drodze zatrzymał się w samym centrum, bo trudno było mu mówić, a wiatr nie rozumiał jego rozkazów. Nie czekając na nic, zaczął biec w stronę domu blondynki, pomimo ostrego bólu, bał się, że coś się stało i nie zdąży na czas. Bez ostrzeżenia wpadł do domu, i pobiegł na górę, ale po drodze zdążył zobaczyć kałużę krwi na płytkach w holu. Nie zdążył wejść nawet na półpiętro, gdy zatrzymała go matka Elsy. Zdziwiony i równie przerażony rzucił jej spojrzenie, które miało na celu ostrzeżenie, że byłoby dla niej lepiej, gdyby zeszła mu z oczu. Ta posłusznie ustąpiła mu miejsca. Nie bała się go, ale wiedziała, że kiedy Jack o coś się martwi, lepiej go nie drażnić. Białowłosy był tak zdezorientowany, że tuż na zakręcie zderzył się z kimś, mimo tego utrzymał się na nogach. Spojrzał na obiekt, który wszedł mu w drogę, a jego złość wzrosła. Każdy czyn w tym momencie, który nie przypadłby mu do gustu, drażnił go, wywołując u niego falę złości.
Jeremy. Oczywiście, ten chłopak musi być zawsze tam, gdzie nie trzeba. Nie to, żeby go nie lubił, ale w tym momencie nie pałał do niego sympatią.
- Sorry. - Jer wymamrotał w ramach przeprosin, ale białowłosy nie wyglądał jakby się tym specjalnie przejął. Jego twarz nie wyrażała oburzenia, ale strach i zaniepokojenie.
- Nieważne. - Przerwał mu. - Gdzie ona jest ? Co z nią ?
W Jeremym zawrzało. Jak on w ogóle śmiał ? Gdzie się podziewał, gdy to się zdarzyło ? Jeremy doskonale wiedział, że to musiało stać się przez niego, bo doskonale słyszał, gdy klękał nad siostrą, imię które szeptała.
Stanął na przeciwko niego i zagrodził mu drogę, tak by nie mógł przejść.
- Odsuń się Jer. Dobrze ci radzę. - Jack był zdyszany, zdezorientowany i zdenerwowany.
- Co ty sobie myślisz ? Za kogo się masz ? - Jeremy stał i nie pozwolił mu choćby na skierowanie wzroku na drzwi do pokoju Elsy.
- Nie wiem o co ci chodzi. - Jack odparł trochę spokojniej, ale wciąż głos drżał mu.
- Doskonale wiesz. - W zamian dostał warknięcie.
- Jeremy ! Przestań i przepuść go. - Po chwili na szczycie schodów pojawiła się Anka, której najwyraźniej nie podobało się, że nawet w takiej sytuacji nie Jeremy nie potrafi się opanować i choć na chwilę nie być szorstkim. Ciemnowłosy odsunął się, ale zanim Jack wszedł do pokoju, chwycił go za rękę i posłał mu złowrogie spojrzenie, a potem tylko warknął ciche " mam cię na oku " po czym odwrócił się i odszedł kipiąc z wściekłości. Jack nie przejął się zbytnio jego słowami i jak petarda wpadł do pokoju, ale ostudził zapał, gdy zobaczył wciąż nieprzytomną blondynkę z krwawiącą raną i wystawą siniaków na ciele.
Podszedł do łóżka z poważną miną i wziął rękę Elsy po czym złączył ją ze swoją. Siedział tak 10 minut, ale Elsa wciąż nie okazywała żadnych oznak życia. Zrezygnowany miał zamiar już wstać, gdy poczuł ucisk w jednym z palców. Spojrzał w stronę łóżka, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, gdy zobaczył uśmiechającą się delikatnie blondynkę. Usiadł z powrotem.
- Jednak żyjesz. - Wydyszał.
- No cóż, wszystko widzę, wszystko słyszę,oddycham. Tyle faktów wystarczy by wziąć mnie za żywą istotę ? - Spytała z sarkazmem.
- Nie wierzę. Nawet w obliczu śmierci, nie możesz się powstrzymać, by nie utrzeć mi nosa.
- Taki mój urok. Jak się czujesz ? Wszystko dobrze ? Martwiłam się o ciebie.
- To chyba ja powinienem zadać te pytania i to ja powinienem się o ciebie martwić, bo to ty wyrżnęłaś z drugiego piętra na sam dół.
- Wiesz, w obliczu tego, że mało nie skręciłam karku, mam się całkiem nieźle.
Jack spojrzał na nią, choć widział na jej twarzy grymas bólu. Nie dziwił się jej, w ostateczności, gdyby on zaliczył taki upadek ...
Elsa tymczasem wpatrywała się w przyjaciela. Zdziwił ją jego wygląd. Włosy miał bardziej rozwiane niż zazwyczaj, bluza przekrzywiona, spodnie założone na opak, ale nie to przykuło najbardziej jej uwagę. Delikatnie zabarwiona skóra na szyi chłopaka, była bardziej ciekawa niż reszta. Wyglądało to tak jakby była to ... nazwy tej rzeczy nawet sama nie chciała wpuścić do głowy, a tym bardziej okoliczności w jakiej ta rzecz mogła powstać. Siląc się na troskę, podniosła się na łokciu. Sprawiło jej to wiele bólu, ale na prawdę w tym momencie pragnęła zobaczyć go w całej okazałości. Zbywając zmieszane spojrzenie chłopaka, podniosła dłoń i przejechała mu po szyi w miejscu, gdzie znajdowała się owa rzecz.
- Co ci się stało ? - Zapytała, jakby w ogóle nie kojarzyła faktów.
- E ttoo ... - Jack gubił się w odpowiedziach. - Nieistotne. - Urwał mając nadzieję, że Elsa na serio jest taka głupia, jaką w tej chwili sprawiała.
Ale ona nie była. Widząc rumieniec na twarzy Jacka utwierdziło ją to, że to co się stało, nie powinno być dobrym opowiadaniem dla dzieci. Skojarzyła fakty, powoli ale dogłębnie. Jack i Jessica, jej przeczucie co do tego, że z Frostem coś jest nie tak, jej upadek, niechlujny wygląd Jacka, " to coś " na jego szyi i rumieniec, który z pewnością nie był niewinny. Powstrzymała się od krzyknięcia na całe gardło, gdy w końcu skumała o co chodziło, a spojrzenie Jacka tylko ją w tym utwierdzało. Wiedziała, że Jack nie był grzecznym chłopcem, ale raczej nigdy nie myślała o tym. Poczuła się zazdrosna, ale nie wiedziała dlaczego. Mimo tego, poczuła się lepiej. To właśnie jedna z tych rzeczy, które warto wiedzieć o Bratnich Duszach. Jack jest siłą Elsy i na odwrót. Bliskość chłopaka poprawiła jej stan. Mimo iż była zła na Jacka, sama nie do końca wiedziała za co, to czuła, że potrzebuje go teraz. Poprosiła go by został z nią na resztę nocy. Zgodził się. Przynajmniej tyle mógł zrobić, w końcu przez niego spadła ze schodów, przy okazji zmniejszy choć trochę poczucie winy. Elsa zasnęła szybko wtulona w Jacka jak w poduszkę. Ale Jackowi nie było przyjemnie. Nie z tego powodu, że nie lubił towarzystwa czy choćby dotyku Elsy, ale dlatego, że czuł się całkowicie i kompletnie rozdarty pomiędzy namiętnością a przyjaźnią.